Strony

6.06.2019

Od Miriady do Etsiina ,,Przyjaciel to za mało?"

Szczęki lodu i mrozu zaciskały się coraz bardziej. Cwałowałam przed siebie bez tchu ku wyjściu, ale zdawało się ono wcale nie przybliżać. Tuż za sobą słyszałam stukot racic na twardej powierzchni i ciągłe krzyki. Czułam spływające po policzku łzy. Piekły nieznośnie. 
— Hola! Hola! Hola!
Ściany zwarły się ze sobą, zamykając przejście i zmierzając ku mnie. Nie miałam już nic do stracenia. Zaczerpnęłam głośno powietrza i obejrzałam się za siebie. 
Przez ułamek sekundy, dopóki nie został przysypany odłamkami lodu, dostrzegłam Etsiina wpatrującego się we mnie pełnym nadziei wzrokiem. Załkałam i przytuliłam się do gruzów, kiedy szczęki ostatecznie się zawarły.
Obudziłam się z zaciśniętymi zębami i wciąż zamkniętymi oczami. W tej ciemności czułam jednak pulsujący ból stłuczeń i pieczenie ran. Przeszedł mnie dreszcz. Było mi dosyć zimno. Lawina, tak...Uniosłam powoli powieki. Wpatrywały się we mnie ciemne i szarawe oko na brązowo-białym tle.
Momentalnie na moim pysku wykwitł uśmiech. Rzuciłam się ogierowi na szyję i wtuliłam w ciepłe ciało, przymykając oczy z rozkoszą. Nie dbałam o to, co pomyśli. Tym bardziej zaskoczyło mnie swoiste odwzajemnienie gestu po kilku sekundach. W tej chwili pragnęłam tylko jego bliskości, napędzana dodatkowo strachem przed jego zniknięciem. W głowie wciąż miałam mglisty obraz snu. Niczego więcej nie trzeba mi było do szczęścia. W końcu jednak Etsiin odezwał się ze śmiechem:
— Już dobrze...bo mnie udusisz. - parsknęłam cicho, niechętnie odrywając się od konia. Odetchnęłam z ulgą, rozglądając się pobieżnie po otoczeniu. Byłam przykryta jakimiś starymi kocami, miałam parę opatrunków. Kułany rozmawiały w swojej grupce obok, Cardinano ugniatał jakieś rośliny kopytami, mama pielęgnowała miecz pożyczony jej przez brata na drogę. Jednak kiedy tylko na moment odwróciła wzrok i spotkała się z moim spojrzeniem, natychmiastowo się rozpromieniła. Podbiegła do nas w najszybszym tempie, na jakie pozwalały jej dość już zmęczone kończyny.
— Miriada. - szepnęła głośno, przytulając się do mnie mocno. Wzdrygnęłam się odruchowo z początku, ale matka nie zwróciła na to uwagi.
— Nie rób mi tego nigdy więcej, jasne? - klacz odsunęła się, dzięki czemu mogłam ostrzec płonącą w jej oczach miłość. Warga jej drżała. W odpowiedzi uśmiechnęłam się łagodnie.
— Kocham cię, mamo. - rodzicielka westchnęła cicho, uspokajając się.
— To ja może pójdę porozmawiać na temat dalszej trasy. - rzekł Etsiin, zbierając się odejścia.  Zatrzymałam go jednak szybko kopytem, zahaczając o jego nogę.
— Nie. Ty zostajesz. - oznajmiłam stanowczo, odprowadzając go spojrzeniem do parteru.
— Jak sobie dama życzy. - odparł pokojowo ogier z uśmiechem.
— Tak lepiej. - mruknęłam cicho z zadowoleniem.
— Później porozmawiamy, córciu. Masz teraz ważniejsze sprawy. - pożegnała się Yatgaar, wymownie spoglądając na mojego towarzysza i odchodząc w stronę reszty ekipy. Odwróciłam na moment głowę czując, że się rumienię wbrew własnej woli. Jesteśmy blisko, okey, no ale...Po chwili opanowałam się i wróciłam do przyglądania się nakrapianemu koniu. Na szczęście Etsiin nie zamierzał roztrząsać tego zdarzenia:
— Jak się czujesz? - spytał z troską.
— Ogólnie rzecz biorąc dobrze...trochę mi tylko smutno. - odpowiedziałam, kątem oka patrząc na poruszane wiatrem wierzchołki drzew rosnących wokół polany. Ogier przechylił łeb pod znakiem zapytania. - No...bo wszyscy umarliśmy i w ogóle...ale teraz może być już tylko lepiej, prawda? - ku mojemu zaskoczeniu, rozmówca parsknął śmiechem, aczkolwiek zaraz zreflektował się na widok oburzenia z mojej strony. W końcu ten fakt powinno się chyba traktować poważnie.
— O to nie musisz się martwić. My wszyscy tu żyjemy. Ty też. I będziemy żyć. - tym razem to on trącił mnie nosem. To wystarczyło mi za powód do uwierzenia w jego słowa. Powstrzymałam jakoś odruch ucieczki i uśmiechnęłam się szeroko. Idiotka ze mnie. 
To...wspaniale. Właściwie co się stało? Jak się tu znalazłam? - mój przyjaciel miał najwyraźniej świadomość, że te pytania musiały kiedyś paść. Bez protestów ułożył się wygodniej i rozpoczął swój monolog:
— Nie wiem, czy pamiętasz. Zaskoczyła nas lawina. - pokiwałam głową na znak, iż doskonale pamiętam. - Kiedy wróciłem do rzeczywistości, Cardinano i Yatgaar byli już na nogach. Od razu zaczęliśmy cię szukać, ale każdy trop prowadził do ślepego zaułka. Wtedy odnalazły się kułany. - ogier zrobił tu krótką przerwę. - Po szybkiej pogadance wróciliśmy do poszukiwań, ale słońce schodziło coraz niżej...tamci zaczęli się denerwować, nigdzie nie było śladu żadnej anielskiej klaczy. - mimowolnie spuściłam wzrok. Co oni we mnie takiego widzą? - Przekopaliśmy chyba pół zbocza, kiedy twoja matka zrezygnowała...nikt nie śmiałby dalej się targować i wracać do poszukiwań. Ruszyliśmy dalej. Wszyscy byliśmy wykończeni, nie mówiąc o Yatgaar.
Szczerze mówiąc, wciąż nie bardzo mogłem w to uwierzyć i...zagadałem do ciebie, a właściwie do powietrza. I wtedy zdałem sobie sprawę...że ja po prostu nie mogę bez ciebie żyć. - rzekł ciszej. Widać było, że kosztowało go to sporo wysiłku. Zrobiło mi się trochę cieplej na sercu. - Więc poleciałem z powrotem galopem jak ostatni debil, wpadłem na pierwszy lepszy kawałek nieprzekopanego śniegu i...byłaś tam. Mało nie uderzyłem cię w głowę przy rozwalaniu lodu. Zachowałem się jak...ostatni półgłówek, któremu odbiła szajba, a tacy mają najwięcej szczęścia, nie? Nie chcę nawet myśleć, co by było, gdybym cię tam nie znalazł. Chociaż w sumie padlinożercom byłoby pewnie obojętne, czy jedzą inteligenta, czy idiotę. - do tej pory wpatrywałam się w niego z rosnącym zdziwieniem, lecz teraz postanowiłam przerwać jego wypowiedź. Położyłam kopyto na jego piersi i spojrzałam ogierowi prosto w oczy:
— Nie waż mi się tak nawet mówić. To, co zrobiłeś, godne jest prawdziwego bohatera. I lubię cię takiego jaki jesteś. Gdyby nie ty, nie byłoby mnie tu, a duch mojej matki roz-rozpadłby się na kawałki. - głos załamał mi się na ostatnich słowach. Etsiinowi chyba trochę przeszło, bo uśmiechnął się lekko i kontynuował:
— Więc znalazłem cię. Byłaś nieprzytomna. Musiałem wrócić po resztę, żeby cię wyciągnąć z tej czeluści. - skrzywił się nieco. - Próbowaliśmy cię obudzić, ale twój organizm był mocno wyziębiony. Przyciągnęliśmy cię na linach do lasu akurat na zapadnięcie zmroku. Dalej dowodzenie przejęła Yatgaar. Opatrzyliśmy cię i czuwaliśmy w nocy na zmianę. I tak do dzisiejszego ranka. - między nami zapadła chwila niezręcznej ciszy.
— Jeszcze raz, dziękuję ci. Jesteś najlepszym ogierem z jakim miałam do czynienia. - rzekłam radośnie.
— A ty klaczą. - odparł mój towarzysz, przytulając mnie lekko. Nie mogłam powstrzymać wzdrygnięcia się.
— Hm?
— To tylko dreszcz. - uśmiechnęłam się, bagatelizując ten fakt. Dlaczego wciąż to we mnie jest?
Po chwili napięłam wszystkie mięśnie i podjęłam próbę powstania. Było mi zimno, owszem, ale nie czułam już praktycznie żadnego bólu. To doświadczenie jednak brutalnie sprowadziło mnie na ziemię. Nakrapiany koń złagodził trochę mój upadek.
Miriada! Nie wolno ci jeszcze wstawać. - mruknął stanowczo, poprawiając koc na moim grzbiecie.
— Niedługo będziemy musieli ruszać i...
— Nie ruszymy się bez ciebie. - uciął dialog. Westchnęłam, kręcąc głową, i rozejrzałam się ponownie, zatrzymując wzrok na grupie kułanów.
— A gdzie się podział ten czwarty, jak mu tam...
— Dolgiruu. Nazywał się Dolgiruu. - oznajmił krótko ogier, wpatrując się w dal. Odwróciłam łeb. To równie dobrze mogłam być ja. 
Pobyliśmy trochę w swoim towarzystwie w milczeniu, zajęci jedzeniem. Rozmowa zawiązała się ponownie po południu, tym razem o bardziej błahych sprawach. Obecność przyjaciela pomagała mi wytrwać w tak ciężkiej próbie, jaką jest leżenie cały boży dzień bez możliwości ruchu. Wieczorem po godzinie narad została dokładnie ustalona dalsza, w miarę bezpieczna, droga. W porze snu Etsiin ponownie znalazł się obok mnie.
— Nie musisz leżeć. - szepnęłam, drapiąc się po nodze. Owady były bezlitosne.
— Inni są czujni. Razem zresztą nic nie jest w stanie nas powstrzymać. - odparł. Zaśmiałam się krótko. Czasami jest naprawdę uroczy...ale potrafi być też mężny.
Zasnęłam z głową wtuloną w konia, podobnie jak tamtej nocy.
~Nazajutrz~
Moja mama i nakrapiany ogier próbowali jeszcze protestować, ale utrzymywałam się pewnie na nogach i kłusowałam bez problemu. Dzięki wiedzy medycznej rodzicielki i kułanów po przykrym zdarzeniu pozostało jedynie przeziębienie zamiast zapalenia płuc, a ja paliłam się do wędrówki. Nienawidziłam bezczynności. Wreszcie ustąpili. Po śniadaniu wyruszyliśmy na szlak.
Jak zwykle szliśmy obok siebie na końcu. Etsiin i ja, wymieniając uwagi na temat otoczenia i spekulując, co też może dziać się pod naszą nieobecność w klanie, a także co nas czeka na końcu trasy. Szczerze mówiąc, coraz mniej mnie to obchodziło. Liczyło się tu i teraz, ze szczególnym wyróżnieniem chwile spędzone z przyjacielem. Może powinno być na odwrót? W końcu to poważna misja, a nie wakacje... - pomyślałam ironicznie. Spojrzałam na towarzysza. Dzień był wyjątkowo przyjemny i ciepły. Promienie słońca prześwitywały przez jego rzadką grzywę, sprawiając wrażenie aureoli. Pod skórą widać było pracujące mięśnie, kasztanowy kolor sierści swobodnie przechodził w biel. Po raz pierwszy w mojej głowie pojawiła się myśl, że jest po prostu piękny. 
Od kiedy ja się zastanawiam nad takimi rzeczami? I co to w ogóle znaczy? - przeniosłam wzrok na mijane przez nas dwa leśne strumienie. Jesteśmy do nich podobni, tacy sami przyjaciele. Sama nie wiem, dlaczego, lecz ostatnio przestało mi to wystarczać. Pewnie jestem w tym momencie samolubna i wybredna, ale...pragnęłam czegoś więcej. Nie wiedziałam nawet dokładnie czego! Po prostu więcej.
Przypomniałam sobie wczorajszą opowieść ogiera. Jego krok był szaleńczy, jednak...nie dziwił mnie jakoś. Czułam, że pewnie zrobiłabym to samo. Że ja też nie potrafiłabym bez niego żyć. 
Nagle zapaliła mi się jakaś lampka w mózgu.
Czy to właśnie uczucie wszyscy nazywają...miłością?
— Miri? Halo? - Etsiin przywołał mnie z powrotem do rzeczywistości.
— A, tak. Zamyśliłam się. - odrzekłam, wciąż na wpółprzytomnie.
Miłość...
<Etsiin? Dajesz xD Podpowiem, że w następnym opowiadaniu Miriady prawdopodobnie już będziemy na miejscu PS Ten tytuł jest badziewny ;_;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!