Spytacie mnie... Jaki jest mój najgorszy moment w życiu? Śmierć rodziców? To też okropne, ale nie. Śmierć Eragona? Pfft... Nie. Właśnie to. To, co działo się w tej chwili. Czy ktoś z zebranych chciałby odczuć to, co czułam w momencie gdy dowiedziałam się o tej chorej karze i to, co czułam w chwili, gdy ten ogier na mnie naskoczył? Myślę, że nie.
- Ch... Cholera! - wyszeptałam przez łzy. Przed dobry moment próbowałam obmyślić jakikolwiek plan ucieczki lub ataku na gwałcącego mnie ogiera. Gdy jednak kara się przedłużała, zrozumiałam, że walka na nic już się tu nie zda. W końcu, po co miałabym walczyć? Zaraz będzie po wszystkim, a potem będę musiała wychowywać jakieś źrebię. Najłatwiej byłoby je porzucić, ale Shiregt od razu by to zauważył i szczerze mówiąc? Nie chciałabym wiedzieć, co wtedy by mi zrobił. Nieznajomy ogier nie zaprzestawał swoich działań, jednakże czułam, że jego ruchy nieznacznie zwolniły. Doprawdy, romantyczne. Nie ma to, jak gwałcenie klaczy o... poranku? Właściwie to nie wiedziałam, jaka jest pora. Nie będę się mogła nawet zemścić. Jak widać, wszystko zostało dokładnie zaplanowane. Ja też mogłam w jakiś sposób zaplanować całe to morderstwo Cherry. Niestety tego nie zrobiłam.
- Jaki odruch mógł Cię popchnąć do takich czynów...? - usłyszałam po chwili. Czyżby ogierek postanowił rozpocząć nową rozmowę?
- A Ciebie? - zapytałam z gniewem w głosie. Nieznajomy nie odpowiedział. Brawo, Khairtai. Poddałaś się! Przygotuj się na małego gówniaka!
Powiedziałam do siebie w myślach i cicho westchnęłam. Łzy ponownie spłynęły mi po pysku.
- Roz*ebałeś mi życie. -warknęłam. Nieznajomy widocznie uznał moje słowa za prowokację, więc dalej milczał. Minęło jeszcze trochę czasu, gdy mój koszmar w końcu się ,,zakończył". Właściwie to powinnam powiedzieć, że mój koszmar się rozpoczął. Ogier zeskoczył z mojego zadu. Zapewne poszedł jeszcze porozmawiać z Shiregt'em. Chwilę później dosłyszałam już tylko stukot kopyt oddalającego się konia. Władca do mnie poszedł i powoli ściągnął mi opaskę z oczu.
- Zadowolony? - syknęłam, przez zaciśnięte zęby. Gniadosz zignorował moje słowa.
- Teraz wrócimy do Klanu. Będziemy Cię mieć na oku, Khairtai. -powiedział i zmierzył mnie nieufnym wzrokiem.
- Wolałabym już śmierć, niż coś takiego! - odparłam podniesionym tonem.
- Być może dzięki tej karze zrozumiesz kilka rzeczy. - powiedział lodowatym tonem. Nie miałam już siły dyskutować. Z opuszczonym łbem ruszyłam w stronę Klanu. Shiregt szedł za mną.
---
Minęło dużo czasu. Nie liczyłam. Po prostu... Dużo. Byłam już prawie całkowicie pewna, że jestem w ciąży. Szybkie męczenie się? Duży brzuch? Do czego mogłabym to przypisywać jak nie do ciąży? Wszystkie konie w Klanie się za mną oglądały. Nie było to... Przyjemne. Nie potrafiłam się nawet domyślić, czyjego źrebaka noszę w brzuchu.
- Mhm... - mruknęłam pod nosem, skubiąc soczystą trawę. Podnosząc się, wydałam z siebie ciężkie sapnięcie.
<Cardinano? Naprawdę nie wiem, co ty masz na to odpisać XDDD>.
Minęło dużo czasu. Nie liczyłam. Po prostu... Dużo. Byłam już prawie całkowicie pewna, że jestem w ciąży. Szybkie męczenie się? Duży brzuch? Do czego mogłabym to przypisywać jak nie do ciąży? Wszystkie konie w Klanie się za mną oglądały. Nie było to... Przyjemne. Nie potrafiłam się nawet domyślić, czyjego źrebaka noszę w brzuchu.
- Mhm... - mruknęłam pod nosem, skubiąc soczystą trawę. Podnosząc się, wydałam z siebie ciężkie sapnięcie.
<Cardinano? Naprawdę nie wiem, co ty masz na to odpisać XDDD>.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!