Strony

11.04.2019

Od Vayoli- Seria treningowa #3

Shiregt dostał zawiadomienie o grupie ludzi, która rozbiła obóz na jednej z łąk, niedaleko naszej bazy. Chciał zebrać grupę koni, aby móc przekonać się, czy stanowią oni dla nas jakieś zagrożenie, a jeśli tak, spróbować się ich pozbyć. Nie często brałam udział w takich akcjach, ale też ostatnio nie było ich zbyt wiele. A musiałam przecież dbać o swój wizerunek, tym bardziej teraz, kiedy niektórzy zaczynali mnie postrzegać jako "siostrę tej złej Khairtai". Tak więc wyruszyliśmy razem, Dante, Etsiin, Miriada, Shiregt i ja. Etsiin natknął się na ludzi, więc to on zaprowadził nas w miejsce, gdzie mieli swoją bazę. Dotarliśmy tam, starając się zachowywać tak cicho, jak się dało. Niestety, ludzie mieli ze sobą psy, których na początku nie zauważyliśmy. Zwierzęta, kiedy zbliżyliśmy się do obozu, wyczuły nas i zaczęły głośno ujadać, co wzmogło czujność ludzi. Shiregt kazał nam się wycofać, ale w tej samej chwili musiał zrobić unik, aby nie zostać trafionym włócznią. Ludzie nas zauważyli i, choć pierwszym odruchem była chęć ucieczki, ostatecznie jednak stanęliśmy do walki. Nie było ich zbyt wielu, tylko czterech, plus dwa duże psy, ale musieliśmy przepędzić ich z naszego terenu. Dwóch ludzi naraz rzuciło się w stronę Shiregt'a, jeden to ten z włócznią, a drugi miał sznur. Miriada rzuciła się na pomoc bratu, w tej samej chwili doskoczył do niej jeden z psów, obnażając kły. Wyrwałam do przodu i w odpowiedniej chwili zamachnęłam się nogą i zadałam zwierzęciu solidny cios, co poskutkowało tym, że głośno zaskomlał i upadł kawałek dalej. Klacz w przelocie posłała mi krótkie, pełne wdzięczności spojrzenie, po czym wróciła do pomagania bratu. Ja zaś odwróciłam się w stronę psa, który zdążył wstać i trzymał się teraz na chwiejnych nogach. To nie była jego wina, że ludzie wyprali mu mózg i kazali sobie służyć. Po części było mi go żal. Obudziły się we mnie jakieś głęboko skrywane uczucia. Stanęłam dęba, po czym uderzyłam kopytami o ziemię obok psiaka. Wystraszony pies odwrócił się i pobiegł w stronę lasu, zataczając się po drodze. Odwróciłam się, aby zobaczyć, co jeszcze mogłabym zrobić. Drugi psiak nie miał tyle szczęścia, bo ktoś z nas rozgruchotał mu czaszkę. Etsiin i Dante walczyli razem z pozostałą dwójką ludzi i całkiem dobrze sobie radzili, ale nie chciałam przez resztą walki tylko stać z boku i się przyglądać. Jeden z mężczyzny także walczył włócznią, dość długą. Okrążyłam ich, po czym szybko zbliżyłam się od tyłu do człowieka i chwyciłam trzon jego broni w zęby. Pociągnęłam mocno do tyłu, co poskutkowało tym, że mężczyzna zatoczył się lekko, a potem odwrócił głowę i spojrzał na mnie zaskoczony. Skorzystał z tego Etsiin, który podbiegł do niego i zadał mu szybki cios, powalając go na ziemię. Poprawiłam swój chwyt na włóczni, po czym wbiłam ją człowiekowi w okolice serca, a przynajmniej tak mi się wydawało. Krótko po tym mężczyzna przestał oddychać. Kiedy skończyliśmy z "naszym" człowiekiem, Etsiin i ja rozejrzeliśmy się i spostrzegliśmy, że walka już się skończyła. Pozostało tylko rozejrzeć się po obozowisku, aby sprawdzić, czy ktoś jeszcze się tam nie ukrywa lub czy nie ma w nim czegoś dla nas przydatnego. Niczego takiego nie znaleźliśmy, wkrótce więc wróciliśmy do stada. Po drodze spytałam jedynie Shiregt'a, czy mogę zatrzymać włócznię owego mężczyzny. Widziałam, jak przez jego pysk przeszedł cień zwątpienia, ale ostatecznie się zgodził. Po powrocie do klanu odpoczęłam nieco i dopiero wieczorem zabrałam Risę i Virginię na małą przebieżkę nad jeziorem. Uznałam, że skoro miałam dziś swoją małą bitwę z ludźmi, tyle wystarczy w ramach uzupełnienia treningu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!