Strony

12.01.2019

Od Shiregt'a do Mondream ,,Przykry kamyk"

Świąteczna gorączka na ten dzień się już skończyła. W tej chwili wytchnienia, po odejściu ojca, z którym odbyłem krótką rozmowę, a wcześniej jeszcze pewnie z tuzina innych koni, oglądałem swoje prezenty. Wszystkie były piękne, ale paradoksalnie prawdziwą radość sprawiała mi świadomość, że inni również w tym momencie się z nich cieszą.
~Trochę czasu później~
Uśmiechnąłem się sam do siebie, czując, jak mroźny wiatr bawi się kosmykami mojej grzywy. Ciepła, zimowa sierść była w stanie ochronić mnie przed czymś takim i nie trzęsłem się już jak osika, a bywało tak na początku tej pory roku. Stałem samotnie na granicy lasu, posilając się niespiesznie. Odruchowo odwróciłem głowę, słysząc skrzypienie śniegu. Klacz w jego kolorze zbliżała się do mnie. Nie spotkałem się z Mondream już od dłuższego czasu - przemykała się gdzieś obok w tłumie. W promieniach zimowego słońca wyglądała dość majestatycznie.
— Cześć! - rzuciła radośnie na powitanie.
— Witaj - odparłem przyjaźnie, przełykając kęs roślinności. - co słychać? - spytałem, by podtrzymać rozmowę.
— Dobrze. Roboty trochę jest, ale nie szkodzi. A u ciebie? - dodała po chwili zastanowienia.
— Również zadowalająco, mogłoby być lepiej. - oznajmiłem, sięgając po zmarznięte pożywienie. - Częstuj się. - zachęciłem klacz. Zapadło dłuższe milczenie wypełnione jedzeniem, lecz Mondream nie odchodziła. W pewnym momencie coś mignęło mi w polu widzenia, pod gęstą grzywą mojej towarzyszki. Gdy przypatrzyłem się bliżej, zauważyłem coś w rodzaju blado-niebieskiego kamyka...na łańcuszku.
— Co to? - zapytałem, wskazując łbem ozdobę.
— A, to... - zaczęła, po czym nagle urwała, wbijając wzrok w ziemię z nietęgą miną. - ...od mojej matki. - zakończyła cicho, mrużąc oczy.
— Przepraszam...nie chciałem cię urazić... - zacząłem się tłumaczyć, jednak przerwała mi, kręcąc wolno głową.
<Mondream? Lepsze niż ostatnio, muszę to sobie samej przyznaćXD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!