Niziny...nie tylko pod względem topograficznym... - rozważałam, schodząc dość szybko w dół. Paradoksalnie im bardziej teren się wypłaszczał, tym mniej miałam pewności siebie. Od dziecka byłam ponad rówieśnikami. Dosłownie i w przenośni - a jednak los pchał mnie w ich stronę. Mówi się trudno, żyje się dalej. Im niżej schodziłam, tym rozleglejsze zdawały się wody jeziora Uws oraz otaczające je lasy i stepy, gdzie mieszkało więcej puszystych skurwieli. Starannie wybierałam drogę, by ominąć jakiekolwiek stado towarzyszy, ale to nie był mój najszczęśliwszy dzień.
— O, witaj! Wesołych Świąt! - rzekł głośno jakiś baran, do tej pory ukryty w nagich krzaczorach. Zapadła chwila milczenia, w której podziwiałam jego szeroko zakręcone rogi, mocne nogi i dużą klatkę piersiową, znamionujące silnego, młodego samca, samotnego samca. Jedynym dziwnym akcentem jego wyglądu była dziwaczna, czerwona szmatka na głowie, zawadiacko przekrzywiona. Przez głowę przemknęła mi kusząca myśl.
— Hah, witaj... - odparłam cicho, zbliżając się.
— Co robisz tu sama? Zgubiłaś się...
— Moa. - podpowiedziałam usłużnie. Nie był może w odpowiednim nastroju, ale to dało się przeskoczyć. A po wszystkim - Uczta! - Nie zgubiłam się. Mój nos nie mógł mnie mylić, jeżeli doprowadził mnie do kogoś takiego. - mruknęłam, stojąc już teraz tylko parę kroków naprzeciwko. Baran zaśmiał się krótko, spuszczając wzrok.
— Jeżeli jesteś pewna...Może cię odprowadzę?
— Czemu nie. - uśmiechnęłam się. Pierwsza faza poszła zaskakująco gładko. Ruszyliśmy dalej w dół.
— Hm...naprawdę twoja rodzina mieszka tak nisko? - Tak, idioto, w samym piekle. Tam, gdzie, według rodziców (pokój ich duszom, bo z ciał niewiele zostało), się urodziłam. Nie odpowiedziałam, tylko złapałam go za róg i odciągnęłam na bok, ustawiając się w dogodnej pozycji.
— Cicho bądź i słuchaj się. - syknęłam. Do barana chyba wreszcie coś dotarło.
— Sorry, ale nie mam ochoty... - przerwałam mu, kopiąc go w kończynę ponaglająco.
Szamotaliśmy się przez dłuższą chwilę, przeplatając walkę przekleństwami, jednak ostatecznie kawałek czerwonej szmaty na łbie samca spadł mi na głowę. Nie widząc nic, uderzyłam w coś twardego. Dopadnę cię, gdziekolwiek będziesz, ujuju... - była to moja ostatnia myśl, nim zemdlałam.
Podniosłam się z puchu, zaciskając zęby od pulsującego bólu w czole. Westchnęłam, ze smutkiem wpatrując się w szmacianą czapkę z białym pomponem - jedyne, co zostało z mojego niedoszłego posiłku. Trzeba było od razu go zarżnąć. Humor poprawił mi niewielki gryzoń, który akurat przemknął przed moim nosem i dał się chwycić w zęby. Nie wystarczyło to jednak do zaspokojenia głodu, więc ruszyłam na dalsze poszukiwania. Będąc w ich trakcie, natknęłam się na jakiegoś konia dziwnej maści i budowy, jak na tutejszy klimat. W dodatku nigdzie nie było widać ludzi. Mimo to musiałam mieć się na baczności. Klacz dość szybko mnie przyuważyła.
— Hej. - zagadnęłam, w międzyczasie zastanawiając się nad jej przydatnością. Nie, nie dam rady wciągnąć takiej porcji na górę.
— Em...hej. Zdaje mi się, czy owce nie mieszkają gdzieś wyżej? - odpowiedziała.
— Owszem, to prawda. - uśmiechnęłam się. - A...poza tym Wesołych Świąt! - przypomniałam sobie, co tu się teraz wyprawia.
— Dziękuję, nawzajem.
— A proszę bardzo. - zarzuciłam jej na głowę czerwoną szmatę. Szczęśliwie się jej pozbyłam. - To na prezent. - wyjaśniłam cicho.
— Och...ja...jak mogę się odwdzięczyć? - No, skoro tak się sama ładnie prosi...Może dam radę z zaskoczenia...
— Och, oczywiście, że możesz... - rzuciłam się do przodu, ale ofiara była szybsza. Pognała z powrotem z dyndającą jej z tyłu śmiesznie czapką.
— Szmata. Ja ją chciałam ucałować na pożegnanie jak owca owcę, a tu taki brak kultury...totalne niziny nad tym Uws... - skomentowałam to krótko, będąc już sama.
Ekskluzywne przebranie dla Mondream - aktywacja nastąpi 6 stycznia 2019 r. oraz po 10 SŁ dla każdego członka klanu :)<
EDIT: 16.01.2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!