Strony

20.01.2019

Od Mivany do Mint ,,Ratowanie jak zwykle, śmierć jak zwykle, prezenty jak zwykle"

Uciekłam w podskokach od wybryku natury, jakim była morderczyni, która przed chwilą ostrzyła sobie na mnie... Kły? Czy coś takiego ma kły? Głupie, małe stworzenie. Któż to widział, aby ,,tym złym" w jakiejś historii była owca? Skąd się wzięło to cholerstwo? Nie nazywałam siebie tchórzem, w końcu od zawsze mówiono mi, że jeśli znajdę się w sytuacji zagrożenia życia, powinnam wiać ile sił w nogach. Z drugiej strony, niebezpieczny wełniak-zabójca przeczył wszelkim zasadom. Kiedy znalazłam się znów na obrzeżach stada, odetchnęłam z widoczną ulgą i postanowiłam jak najszybciej zapomnieć o wątpliwej przyjemności ostatniego spotkania. Energicznie potrząsałam głową, dopóki ,,miły prezent", nie zleciał na śnieg. Przyjrzałam mu się. Był to czerwony kawałek szmatki, przyozdobiony czymś białym. Było miękkie i przywodziło na myśl furto pewnego zwierza. Nie miało to dla nie żadnej wartości, w dodatku niosło za sobą wstyd i hańbę uciekania przed owcą, więc przykryłam to szybko warstewką śniegu, po czym odmaszerowałam do reszty kochanej bandy. Mojego kuzynka znowu gdzieś wywiało, więc nie mogłam liczyć na jakieś ciekawe, jeśli można tak określić flegmatycznego młodego, towarzystwo. Bez namysłu schyliłam się, aby skosztować przepysznej, łatwo dostępnej roślinności. Powoli, nie do końca świadomie, kierowałam się w kierunku jeziora Uws, pozbawiając coraz to kolejne drzewa kory, uszczuplając zasoby ziemi w trawę.
Gdy wokół mnie zaczęło brakować żywności, uniosłam głowę, spoglądając leniwie przed siebie. Przede mną rozciągał się cudowny widok niecałkowicie zamarzniętego jeziora, okolonego śniegiem. W oddali majaczyły niewyraźne wzniesienia. W tym momencie zrobiłam coś niewyobrażalnie głupiego. Powolnymi krokami, starając się zachować czujność, by w razie czego móc jak najszybciej się oddalić, zbliżyłam się do brzegu pokrytego lodem. Postawiłam ostrożnie jedno kopyto na białej, twardej tafli. Bez większych obaw stanęłam wszystkimi kończynami na śliskiej powierzchni. Nogi rozjeżdżały się na boki, lecz po chwili, zbierają całe swoje doświadczenie, w miarę swobodnie sunęłam, uśmiechając się lekko, choć w duchu cieszyłam się jak mały źrebak. Gniady kształt mignął mi gdzieś w oddali. Odwróciłam się w jego stronę, by stanąć przed Shiregtem. Straciłam równowagę. Ten moment nieuwagi zepchnął mnie w stronę środka jeziora, gdzie lód był cieńszy, a woda głębsza. Starałam się uspokoić, by wrócić na stały ląd, jednak im bardziej starałam się wyhamować, tym szybciej stawało się jasne, że nie uniknę kąpieli. Szybka decyzja - wywrócenie się, by zanurzenie odbyło się w jak najpłytszym miejscu. Lód zajęczał pod wpływem siły, jaką na niego wywarłam. Załamał się pode mną, każąc mi szybko dopracować pływanie w wodzie tak zimnej, że momentalnie zaczęłam zastygać. Próbowałam złapać się czegoś przednimi kończynami, lub chociaż głową. W końcu jedno moje kopyto znalazło się na powierzchni, dając mi więcej nadziei oraz stając się moją podporą na kilka następnych chwil. Na moje szczęście, władca zauważył wszystko i nie musiałam czekać długo, aż przybył do mnie z jakąś grubszą gałęzią. Staną w pewnej odległości, i podsunął koniec badyla pod mój pysk. Bez wahania złapałam go mocno zębami. Zawierzając swój los ogierowi, a bardziej jego sile, wyciągałam powoli swoje ciało, w miarę, jak on cofał się, ciągnąc mnie coraz bliżej brzegu.
- Jeszcze raz będę musiał cię ratować - westchnął, dając mi oprzeć się o niego, kiedy szliśmy w stronę stada - Zawsze brałem cię za rozsądną.
- Wiedziałam co robię, naprawdę. Ale... - szybko odwiodłam się od pomysłu podawania mu prawdziwej przyczyny - Potknęłam się o jakiś kamień.
- Yhm - zdawało mi się, że uwierzył w moje małe kłamstwo, choć z nim nigdy nie mogłam być niczego pewna.

~Dzień później~

Przyszłam w miejsce, gdzie Shiregt nakazał mi się z nim spotkać. Zastanawiałam się, jaką ważną sprawę ma do mnie. Czyżby nasze śledztwo miało przyśpieszyć? Moje rozważania przerwał skrzyp śniegu, sugerujący, że ktoś się zbliża. Już miałam sięgnąć po Vespę, gdy zobaczyłam doskonale znaną mi gniadą sylwetkę.
- Witaj - uśmiechnęłam się do niego mimowolnie.
- Cześć - odwzajemnił miły gest.
- Czym mogę ci służyć tym razem?
- Nie chciałem się z tobą spotkać, aby przydawać ci kolejnej pracy - powiedział tajemniczo, zdejmując z gałęzi znajdującej się obok niego kilka wiecznie zielonych gałązek, związanych w jedno koło. Niektóre z nich ozdobione były dodatkowo szyszkami. Całość dopełniał zamarznięty śnieg, dodający uroku i blasku.
- Nie mogę tego przyjąć - pokręciłam głową powoli - Nie mam nic dla ciebie w zamian.
- Och, wystarczy, że przeżyjesz do następnych świąt - ułożył mi ozdobę na głowie.
- D-dzięki - powiedziałam, czując, że rozpływam się niczym śnieg na wiosnę. Zwykle nienawidziłam siebie za okazywanie słabości, jednak tym razem stwierdziłam, że nie mam o czym marzyć - Shiregt był zbyt mocnym przeciwnikiem, bym zachowała przy nim resztki normalności. Ze wstydliwym uśmiechem przyjęłam podarek, stwierdzając w duchu, że w życiu się go nie pozbędę - nawet, jeśli zostanie tylko jedna gałązka. Może nie był to najbardziej przydatny ekwipunek, ale dany od niego nabierał nieziemskiej wartości.
- Muszę wracać do stada - przyjemną ciszę przerwał przytomnym głosem ogier, choć jego mina wskazywała na to, że odpłynął gdzieś daleko myślami.
- Rozumiem - przytaknęłam niechętnie głową. Tak bardzo nie chciałam się z nim rozstawać. Bezcelowe, jednak nieziemskie momenty spędzone na przyglądaniu się sobie nawzajem były bardziej kuszącą propozycją niźli samotne spacery w poszukiwaniu celu tego wszystkiego.
Gniadosz odwrócił się do mojej niemej osoby i powolnym stępem zaczął się oddalać. Obudziło mnie to ze snu na jawie.
- Wesołych świąt! - krzyknęłam jeszcze za nim.
- Wesołych Mivana - odwrócił się na moment, składając mi życzenia.
Stałam przez chwilę w miejscu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. W końcu jednak wybrałam się na krótki spacer. Nie miałam ochoty na powrót do stada. Kiedy omijałam kolejne ciasne zbiorowisko drzew, moim oczom ukazał się renifer. Oddychał gwałtownie, urywanymi wdechami, a z jego piersi ziała dziura. Musiał z kimś stoczyć walkę, jak widać nieudaną. Podeszłam do niego ze stoickim spokojem.
- Co ci się stało przyjacielu? - zapytałam słodkim głosem.
Zwierz spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Wiedziałam, o co prosi. Bez zawahania wyjęłam sztylet i ukróciłam mu cierpień.
- Oby było ci dobrze w innym świecie - szepnęłam, przyglądając się powoli odchodzącemu. Przeżywałam lekki szok, gdyż była to moja pierwsza ofiara. Myślałam o tym, jak o daniu komuś ulgi, choć z tyłu głowy wciąż miałam słowo morderstwo. Swój wzrok utkwiłam w kawałku materiału, który okrywał jego ciało. Po krótkim namyśle zdjęłam z niego ludzką rzecz. Położyłam ją przed sobą, zastanawiając się, na co może mi się przydać. Wzdrygnęłam się, poczuwszy nagły, chłodny podmuch wiatru. Prezent od Shiregta podskoczył na mojej głowie, dając mi do zrozumienia, co mogę zrobić ze znaleziskiem.
Niosąc na grzbiecie szmatkę, rozglądałam się za przyjacielem. Nie mogąc go wypatrzeć, zwróciłam się do pierwszego-lepszego znajomego pyska, choć nie byłam pewna swojego wyboru.
- Słuchaj, Mint, nie widziałaś gdzieś władcy?
- Nie - powiedziała, bez żadnych gierek, wymijanek - niczego. Przyjrzałam się jej. Z białaski biła dziwna obojętność, tak rzadka w kontaktach ze mną. Zmartwiło mnie to trochę, w końcu nigdy nie życzyłam jej źle.
- Eh, nie ważne - zdjęłam z siebie wzorzysty materiał - Wesołych świąt - rzuciłam szybko, oddalając się jakby nigdy nic.
+Ekwipunek wysokiej jakości dla Mint oraz Mivany
<Mint? Dawaj dawaj xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!