Strony

29.12.2018

Od Shiregt'a do Mint ,,Ja już nie czuję"

~Czasy ,,współczesne"~
Obszedłszy klan, rozdawszy obowiązki i rozwiązawszy wszystkie powstałe po drodze problemy oraz znaki zapytania, odetchnąłem z ulgą i zanurzyłem pysk w odgrzebanej przeze mnie w śniegu dziurze, zrywając znajdującą się na jej dnie roślinność. Słońce stało właśnie w swym najwyższym punkcie o tej porze roku i przyjemnie grzało mnie w grzbiet - wprawdzie niezbyt mocno, lecz wśród ostatnich mroźnych dni promyki te były naprawdę mile widziane. Wszystkie zimowe kaprysy byłem w stanie znieść bez jęczenia - ale po kiego takie temperatury?! Ledwie zdołałem zabić pierwszy głód, usłyszałem zbliżające się skrzypienie kopyt na twardej warstwie puchu. Zastrzygłem uszami i odwróciłem łeb z umęczonym wyrazem pyska, jednak na szczęście była to tylko Mint.
— Cześć, przystojniaku. - stanęła obok mnie i również zajęła się szukaniem pożywienia. - Jak mija dzień?
— Pracowicie. - odparłem szczerze, acz z uśmiechem.
— No, to teraz czas na fajrant. - oznajmiła radośnie klacz. - Masz może ochotę na mały spacer? - zaproponowała z ognikami w oczach.
— Czemu nie?
Ruszyliśmy więc przed siebie, kierując się na północ i trzymając brzegu Uws, który w tym miejscu ciągnął się szerokim, piaszczysto-kamienno-żwirowym pasem, i podziwialiśmy majestatyczne lasy na horyzoncie. Nie spieszyliśmy się. Czułem się naprawdę cudownie, z dobrą przyjaciółką u boku i rodzinnym krajobrazem w tle. Wkrótce zawróciliśmy trochę i skręciliśmy do boru. Pościgaliśmy się nieco, dzięki czemu szybko znaleźliśmy się na jego obrzeżach. Wróciliśmy do spaceru slalomem pomiędzy ośnieżonymi pniami drzew. Nawet myśl, że ona uważa nasz związek za coś więcej, nie była w stanie zaburzyć mojej błogiej sielanki - do momentu, w którym Mint postanowiła zainicjować rozmowę...:
— Kocham cię. - stwierdziła nagle cicho, przytulając się do mnie. Niezbyt zaskoczony, ale cokolwiek zrezygnowany odwzajemniłem gest. Klaczy to mimo wszystko nie wystarczyło.
— O co ci chodzi? - mruknęła oburzona.
— Mnie? O nic? Chyba jestem po prostu zmęczony. - dodałem, aby pozbyć się podejrzeń.
— Jak zwykle... - westchnęła smutno. - Chodźmy dalej.
Nie minęło wiele czasu, jak krzak pełen jakimś cudem podstarzałych, lecz jadalnych owocków usadził nas na dłuższą chwilę w miejscu.
— To chyba jakiś cud. Niemal tak wielki, jak miłość. - stwierdziła moja towarzyszka, jedząc ze smakiem.
— Miłość jest znacznie potężniejsza, niż głód. - mruknąłem bez większego zastanowienia. Rozmówczyni uśmiechnęła się chytro.
— W takim razie idziemy dalej! - zawołała entuzjastycznie, ciągnąc mnie za grzywę.
— Ej no, bez jaj! - odkrzyknąłem, wyrywając się i powalając ją na śnieg. Szamotaliśmy się tak trochę, równocześnie śmiejąc się, a w końcu stanęliśmy naprzeciwko siebie, spoceni i drżący. Po chwili Mint zbliżyła się do mnie i objęła mnie za szyję. Całkiem przyjemnie było muskać wargami jej włosy i ciepłe ciało. W pewnym momencie odsunęła się i spojrzała mi prosto w oczy.
— Zróbmy to...teraz. Tak długo już czekamy. Formalności nam nie uciekną. - wyszeptała. Jej słowa nie w pełni do mnie docierały. Patrzyłem tylko w te źrenice wypełnione najczystszą miłością i zastanawiałem się, jak można nie zniszczyć komuś życia, równocześnie odmawiając jej przystępu do życiodajnego źródła, odmawiając dowodu, wzajemności. W moim umyśle pojawiła się nawet myśl, że to wspaniała okazja, i dreszcze przebiegł mnie od kopyt do głów, lecz prędko ją zdusiłem. To nie pora na takie wyskoki.
— M-masz rację. - odparłem tylko cicho, lecz nie ruszyłem się o krok. Zapadła chwila milczenia.
— Shiregt, co się dzieje? Chcę tego! Nie masz się czego obawiać.
— Wiem o tym. - wbiłem wzrok w ziemię. Z przerażeniem zorientowałem się, że w moich oczach zbierają się łzy, a uszy drżą. Klacz cofnęła się z zaciśniętymi zębami, lecz nagle jej wyraz pyska znacznie złagodniał.
— Jeżeli nie jesteś gotowy...ja to doskonale rozumiem, naprawdę. - znowu dotknęła czule mojego czoła.
— Nie. Nie o to chodzi. - sam nie wiedziałem, jak słowa te wyszły z moich ust. Nie potrafiłem dalej okłamywać tak drogiej mi przyjaciółki.
— Więc o co...? - spytała cicho. Przełknąłem ślinę i zdecydowanie wyprostowałem się.
— Mint. - zacząłem stanowczym głosem, jednak już w następnym zdaniu załamał się on - Chodzi o to, że...ja już tego nie czuję. - wyrzuciłem z siebie - Moje serce widzi serdeczną przyjaciółkę, ale nic więcej nie czuję. Byłem młody, głupi...To wszystko zniknęło...I nie jestem w stanie tego przywrócić. To nie ma już sensu. Wybacz mi. Proszę...Wybacz.
Mint przez dłuższy moment wpatrywała się we mnie, kręcąc powoli głową, a wreszcie wybuchnęła, wykrzykując rozpaczliwym głosem to, czego najmniej się akurat spodziewałem:
— Wiedziałam, że w końcu dopnie swego! - odwróciła się na tylnych kończynach i pogalopowała z powrotem do stada. Zszokowany, przez ułamek sekundy nie byłem w stanie się poruszyć, jakby nogi wrosły mi w ziemię.
— Mint! - zawyłem w końcu i puściłem się w pogoń, przełykając gorycz.
<Mint? Chyba wiesz, o co mi chodzi...XD>

5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Mint, słyszałaś? Ktoś tu się aż PROSI o romantyczną śmierćXD
      *I tym sposobem Najmi ściągnęła na siebie wyrok siostry logiki*

      Usuń
    2. Ooo... A co ze siostrą Matematyką? XD https://cdn.discordapp.com/attachments/502199837316349952/514855039211274255/0000.jpg

      Usuń
    3. Oblicza, ile potrzeba ci czasu na zrobienie odpisu

      Usuń

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!