Strony

1.12.2018

Od Mikada do Khonkha „By zapełnić pustkę w sercu”

Brak Marabell. Pustka w sercu. Totalna dziura. Pozostała połowa mnie była tak nieporadna bez tej drugiej, o której powrocie nie odważyła się nawet marzyć w najskrytszych snach. Wszędzie wpajają jej, że ona zniknęła we wszechświecie i jej nie zobaczy. Przełykając ślinę, staram się żyć dalej dla tej piękności. Dziś, by odwrócić swą uwagę od ciągłego załamywania się, chciałem spróbować znowu czegoś innego na zajęcie jej. Aktywność fizyczna pomaga niestety tylko na chwilę. Mivana ostatnio też próbuje układać sobie życie, choć szczerze to dużo powiedziane, ale i tak radzi sobie w całej sytuacji o niebo lepiej ode mnie. A przecież powinienem stanowić dla niej autorytet i przykład. Nagle oświeciło mnie. Przecież Khonkh też znał Marabell. Ba! Był jej najlepszym przyjacielem. Udałem się więc w stronę, gdzie mógł się znajdować gniadosz. W końcu go znalazłem, choć przed tym wydarzeniem prawie straciłem wiarę w to, że on w ogóle żyje. Przypomniałem sobie ten dzień, gdy zgubiłem się, mając biec do Marabell. Za każdym razem jak o nim myślałem, ciarki przechodziły mi po plecach. Chcąc wybić sobie to zdarzenie z głowy, chociażby na chwilę podbiegłem do Khonkha.
-Witaj... -zaciąłem się, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że zaraz nie poruszę najprzyjemniejszych tematów.
-Witaj- arab odpowiedział mi, jakby nie widząc mojego zmieszania- Coś się stało?
-No parę lat temu tak-westchnąłem, starając się naprowadzić ogiera na sprawę, o której myślę, nie wyjaśniając tego wprost. Nie chciałem tego wyrzucić z siebie tak po prostu na przywitanie, jak z procy.
<Khonkh?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!