Strony
▼
2.12.2018
Od Cardinaniego „Zabójczy taniec. Powrót zabójczej duszy.”
Lekko zarżałem, truchtając w kierunku mojego ulubionego zakątka w małym lasku. W końcu przyspieszyłem, 
ciesząc się chwilą spokoju i wolnością. W pewnym momencie wędrówki 
uniosłem tylne nogi w górę, a po pięknym baranku stanąłem dęba. Całość 
przedstawienia zakończyłem wytarzaniem się w jeszcze mokrej od rosy 
trawie. Już miałem wstać, otrzepać się i iść dalej, gdy moje otoczenie 
stało się jakby bardziej zamglone. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do 
stanu rzeczy, ujrzałem wychudzonego konia, który był otoczony grubym 
płaszczem z mgły. Całe jego wdzianko ociekało krwią, kiedy chodził, 
zostawiał czerwone plamy na ziemi. Jego oczy, także w kolorze 
ostrzegawczym błyszczały niczym posypane brokatem, co nie mogło dać 
spokoju mojej duszy. Unosił wysoko łeb, zapewniając tym samym otoczenie,
 iż czuje ogromną dumę. Nagle wydał z siebie przeraźliwy pisk -dźwięk, 
którego nigdy wcześniej w życiu nie słyszałem. Gdybym miał go do czegoś 
porównać,to byłby to głos kruka,
 zmieszany z odgłosem turkoczącej maszyny i jękiem umierającego konia. 
Po chwili okazało się, że ma też towarzysza, a raczej towarzyszkę, klacz
 będącą małym białym kucykiem i sądząc po brzuchu- w zaawansowanej 
ciąży. Wlokła się za nim niechętnie, lecz w jej oczach nie było nici 
strachu, a bardziej- ogromne zmęczenie. Kiedy znalazła się już obok tego
 konia, którego nawet ciężko nazywać zwykłym ogierem, ten wbił jej bez 
wahania strzałę z połyskującą końcówką prosto w brzuch. Matka zdawała 
się obojętna na ból i na to, że jej źrebak mógł przez ten cios zostać 
poważnie ranny, albo nawet umrzeć. On po prostu wyjął strzałą martwe, 
wątłe ciałko potomka siwuski i otworzył pysk, kładąc je na swoim języku, niemal identycznym jak u
 węża. Różnią się tylko wielkością i kolorem, u tamtego ogiera był 
wielki i przeraźliwie fioletowy. Oczywiście po tej czynności zjadł go z 
okropnym mlaskiem. Wzdrygnąłem się i miałem odwracać łeb, nie powoli 
wytrzymywałem psychicznie tych widoków, gdy nagle zobaczyłem kolejkę 
koni czekającą na podobny los. Następny miał być mały ogierek...
 do złudzenia przypominający mojego brata. Nie, to nie może być on. 
Rzuciłem się na mordercę, jednak się przeliczyłem, tak szybko, jak to 
zrobiłem, tak szybko zostałem zrównany z ziemią. Ogier zakręcił się 
wokół własnej osi w powietrzu, trzymając biednego źrebaka. Wyglądał, 
jakby tańczył, w dodatku całkiem nieźle. Podniósł przednią nogę do góry 
i... runął jak długi na ziemię. Mój brat nie czekając na śmierć, uwolnił
 się z jego pyska i uciekł. Wściekłemu zabójcy nie wiele trzeba, żeby 
się na kimś zemścić, więc ja także nie czekałem, aż wybierze do tego 
celu właśnie mnie. Odechciało mi się iść już do lasu, więc pewnie udałem
 się do stada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!