- Zaczynając od teraz? - powtórzyłam jego ostatnie słowa - A więc zaplanowałeś mi już cały dzień.
- Można tak powiedzieć.
- Wiem, że to nic nie zmieni, ale chciałam, abyś był świadomy, że jeśli ktoś ucierpi na tym psychicznie, nie chcę być za to odpowiedzialna - uśmiechnęłam się półgębkiem, niemalże jak morderca planujący swą zbrodnię idealną.
Z początku nie byłam pewna, czy zrozumiał, że mówiłam to półżartem, jednak po chwili on również się wyszczerzył rozbawiony.
- Zatem, władco, cóż mam zrobić? - wysłowiłam się, tym razem bez cienia ucieszności.
- Najpierw pójdziesz zebrać raporty od zwiadowców. Będę ci towarzyszył.
Kiwnęłam głową. Postanowiłam już więcej się nie odzywać. Nie jestem przecież na miłym spacerku, a odbywam, słuszną-niesłuszną, karę.
- Wiesz, kto jest zwiadowcą? - pytanie bardzo dobre, zwarzywszy na to, że znałam tylko jednego. W dodatku nie miałam pojęcia, gdzie może się znajdować.
- Salkhi - po krótkim namyśle dodałam - Znam tylko imiona członków twojej rodziny, Carniego oraz Sal. A żadne z nich nie zajmuje się patrolowaniem.
- Zatem najpierw znajdziemy twoją znajomą, a potem ruszymy do Etsiina - ogier oszczędził komentowania wielkiej liczby imion, którymi sypnęłam.
- Niech i tak będzie.
Bez entuzjazmu skierowałam się za Shiregtem. Przyglądając się gibkiej sylwetce, zgrabnie omijającej przeszkody wyrastające pod kopytami, zaczęłam się zastanawiać, co też może on o mnie myśleć. Że jestem kolejną pustą klaczą, próbującą na każdym kroku mu się podlizać? A może w jego oczach byłam szaloną ryzykantką, która wystawi swoje życie na szalę, byle przez chwilę móc zabawić się w bohaterkę? Odpowiedzi na te pytania miałam jednak nie otrzymać, w głównej mierze dlatego, iż wciąż się do siebie nie odzywaliśmy.
A gdybym zaczęła z nim rozmowę, na byle jaki temat? Moglibyśmy w końcu porozmawiać, jak przyjaciele. A gdybym pozbyła się Mint, ah, cóż on w niej widzi, miałabym również szansę zostać kimś więcej... Ale jak to rozegrać, aby zapewnić sobie osiągnięcie celu? Dlaczego miłość nie jest tak prosta, jak kłótnia, na przykład. Wtedy łatwo można określić, po szybkiej analizie charakteru przeciwnika, jak zwyciężyć w tej małej bitwie. A tutaj? Mogę sobie planować, ile chcę, a i tak koniec końców będę mogła wypchać się sianem.
- Witam - miałam wrażenie, że to proste słowo rzuciło mną o ziemię z siłą wodospadu - Mivana?
- Sal, jakże miło cię znowu widzieć - posłałam jej lekki, trochę nieobecny uśmiech - Muszę zebrać raporty od zwiadowców. Czy mogłabyś zatem podzielić się ze mną swoimi obserwacjami?
Klacz przez chwilę patrzyła to na mnie, to na mojego towarzysza, zapewne zastanawiając się, co jest grane. W końcu jednak rzekła:
- Nic nadzwyczajnego się nie stało. Nikt obcy się tutaj nie kręcił. Napotkałam jedynie dwóch członków klanu, odesłałam ich z powrotem.
- Nie zachowywali się oni podejrzanie? - chciałam wiedzieć.
- Zwyczajnie się zagubili. Nie przejmowałabym się nimi.
- Rozumiem - spojrzałam na gniadosza, szukając na jego pysku wskazówki, czy powinnam o coś jeszcze zapytać. On także zerknął na mnie. Ruchem głowy potwierdził koniec tego spotkania - Dziękuję ci zatem za raport. Wiesz może, gdzie jest...
- Etsiin - podpowiedział Shiregt. Cóż, nigdy nie miałam talentu do zapamiętywania imion.
- Powinien patrolować tereny w przeciwnym kierunku - kasztanka machnęła łbem.
- Jeszcze raz dzięki - miałam wrażenie, że przesadziłam z grzecznością - Idziemy? - zwróciłam się bezpośrednio do młodego władcy.
<Shi? Nie za bardzo chciało mi się to kończyć po nocy xP>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!