Taką opowieść zaserwowała mi tuż po moim przebudzeniu się Marisha, której coś na parę minut przerwało sen, i dzięki temu doznała piękna letniej jutrzenki, kiedy wszystkie konie jeszcze spały. Tuż potem odleciała na poszukiwania śniadania. Zrobiłam to samo, tyle że jedzenie miałam tuż pod kopytem. Gdy się wszyscy nasyciliśmy Shi, tak, jak obiecał, ogłosił, że dziś wieczór odbywa się przyjęcie na cześć jego urodzin. Spotkało się to oczywiście z aplauzem.
Czyniłam wraz z innymi ostatnie przygotowania, w międzyczasie poskubując trawę. Szły one ani opornie, ani idealnie gładko. Szczególny problem mieliśmy z wyrwaniem upatrzonego wcześniej iglaka z ziemi na ,,słup dekoracyjny", bowiem nie wolno było go złamać. Po dłuższym milczeniu wpadłam na pomysł, by podkopać go trochę z drugiej strony. Etsiin zawtórował mi nagle i dopracował resztę szczegółów. Drzewko stało już posłusznie pośrodku otwartej przestrzeni wyznaczonej na uroczystość. Do południa pogoda nie kaprysiła wcale, lecz później rozpętała się całkiem niezła ulewa, co przerwało przygotowania.
Pod wieczór już - co podpowiadał mi tylko wewnętrzny zegar, bo słońce stało niewzruszenie wysoko na niebie - obmyłam się w jeziorze i wróciłam do zagajnika. Tam próbowałam doprowadzić do porządku grzywę i ogon, ale niezbyt mi to szło.
— Może ci pomogę? - usłyszałam gdzieś przed sobą znajomy głos. Zajęta czesaniem, nie zauważyłam do tej pory nakrapianego konia.
— Ja...dobrze. - odparłam z nutą wdzięczności i wahania zarazem. Etsiin zbliżył się i naprostował zębami pierwszy kosmyk. Wzdrygnęłam się mimowolnie, ale w miarę upływu czasu przestawało robić to na mnie takie wrażenie. Nim się obejrzałam, ogier skończył. Odwzajemniłam mu się z większym entuzjazmem, zresztą w jego przypadku było to prostsze zadanie. Powczepialiśmy sobie jeszcze nawzajem we włosy ozdoby - on miał wplątane w ogon liście paproci oraz gałązkę porzeczki we grzywie, ja zaś zatknięty za uchem duży, żółty kwiat. Na sporej łące zebrał się cały klan; czy kto młody, czy stary. Przez stado przebiegał szmer rozmów i tupot kopyt, dopóki nie wkroczył Shiregt z mojej roboty wiankiem na głowie. Trochę się przekrzywił, lecz jemu to najwyraźniej nie przeszkadzało.
— Witajcie, witajcie! Będziemy dziś świętować - świętować dzień, w którym z małoletniego chłystka oficjalnie zrobił się wasz władca... - i rozpoczęła się przemowa.
— Na początek dobierzcie się w pary. - solenizant sam stanął z Mivaną u boku.
— Możemy być w parze...? Oczywiście nie musimy. - zadał pytanie stojący obok mnie Etsiin. Przekrzywiłam lekko głowę, po czym odpowiedziałam cicho:
— Okey. - przez panujący chaos zostaliśmy wypchnięci na czoło grupki. Gdy wszyscy się podobierali, Shi zaczął uderzać kopytem o ziemię, jakby coś liczył. Nagle wskazał kończyną na naszą dwójkę.
— Miriada i Etsiin! Podejdźcie, śmiało. Mamy Lokhin Kos*!
<Etsiin? ImpreeezeczkaXD>
*Czarna Winorośl; Pierwsza para, potocznie para prowadząca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!