Tylko żeby nic nikomu nie powiedziała... Powiedziałam sobie w
myślach. Bałam się trochę. Pobiegłam do stada. Gdy nie weszłam jeszcze
na nasz teren, usłyszałam cichy odgłos.
- Co jest naszą misją?- powiedział głos jakiegoś na pewno młodszego ode
mnie członka.
- Kasja jest podejrzana o morder…- mówił głosik, ale nagle zaczął się
jąkać, a po chwili płakać. Wyjrzałam trochę zza krzaków w których byłam.
Nie było to głośne. Zauważyłam, że to Mivana, która gada z innymi jej
koleżkami. Schowałam się w ostatniej chwili, bo ktoś zaczął odwracać
głowę w moją stronę.
- Ktoś nas podsłuchuje- powiedział ktoś z zebranych. To był chyba Karny.
-Masz rację- powiedział zapłakany głos Mivany. Zaczęłam uciekać.
Uciekałam w stronę mojej kryjówki. Na szczęście nikt nie zauważył, że
biegnę w tamtą stronę. Jednak, i tak byłam gotowa na to, że Mivana
zapamiętała drogę do mojej kryjówki. Na wszelki wypadek zagrodziłam
drogę drewnem, i postawiłam za nim trup Marabell. Wzięłam ze swojej nory
wszystkie rzeczy, nawet kości i inne pozostałości, które były tam nawet
przed odkryciem nory, i poszłam w dalszy ciąg lasu. Tam, gdzie doszłam
(było to daleko od stada, lecz nie za daleko, bym się zgubiła) znalazłam
dołek. Weszłam do niego, i znalazłam korytarz. To była dobra kryjówka.
Zrobiłam mapę, by wiedzieć, gdzie jest ta moja dziura, i wróciłam do
stada, z mapą oczywiście. Schowałam ją w znalezioną po drodze torbę, i
poszłam dalej. Droga była ze skał, zrobiona przez ludzi, więc śladów
nie było.
<Mivana? długo czekałaś, wiem.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!