Strony

18.10.2018

Od Valentii do Kirka ,,Droga"

-Pójdziemy za śladami. –odparłam twardo, jednak czułam wątpliwości. Kirk spojrzał na mnie spode łba.
-W środku nocy? –powtórzył moje słowa, spoglądając na krew.
-Tak, a po za tym spójrz, krew jest świeża. Może ktoś potrzebuje pomocy? –zapytałam, ale w duszy dobrze wiedziałam, że to mało prawdopodobne.
-W nocy jest bardziej niebezpiecznie, mogą nas zaatakować dzikie zwierzęta. –opierał się stanowczo ogier, lekko grzebiąc kopytem w błocie. Przez chwilkę milczałam, ale chwilę później przełknęłam ślinę.
-Rano ktoś zauważy naszą nieobecność, mamy już swoje lata, więc nie mamy nic do stracenia. –uśmiechnęłam się. Kirk przez chwilę miał jeszcze zaniepokojoną minę, ale zaraz spojrzał mi w oczy.
-Więc chodźmy. –odparł krótko, po czym wyruszyliśmy za śladami.
~~~
Drogę oświetlał nam wiosenny księżyc. Często słyszeliśmy odgłosy, różne zwierzęta biegały wśród ciemności, to skacząc po drzewach. Było zimno a las robił się coraz bardziej mroczniejszy. W pewnym momencie zobaczyłam dziwny kształt i głucho krzyknęłam, stając dęba. Kirk natychmiast zarżał.
-Co się stało?! –krzyknął, milczałam i sapałam aż w końcu zdałam sobie sprawę, że to zwykły złamany pieniek.
-Już nic, pomyliłam drzewo z jakimś stworem. –mruknęłam. Chociaż sama namawiałam partnera do podążania za śladami, coraz mniej mi się to podobało. Szliśmy dalej, a ja wiedziałam, że miejsce obozu naszego Klanu oddalało się dużymi krokami. Czułam, że w moim sercu zaczął rosnąć dziwny niepokój, stres i strach, jednak nie ujawniłam tego Kirkowi. Miałam bardzo złe przeczucie, jakby ciążył nad nami jakiś łańcuch, uniemożliwiający powrót. W pewnym momencie usłyszałam mlaskanie i jęczenie.
-Kirk.. –szepnęłam, czując jak kręci mi się w głowie. Ogier miał przerażoną minę, a dopiero po chwili, zdaliśmy sobie sprawę, że okrążają nas duże sylwetki, nie jakichś tam wilków. To były sylwetki koni.
<Kirk?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!