Strony

10.10.2018

Od Mivany do Shiregta ,,Stara miłość"

Wszyscy się cieszyli. Takiej radości dawno nie widziałam. Impreza trwała w najlepsze i chyba byłam jedyna, której nie ogarnęła euforia po koronacji - jedyną, dla której oznaczała ona całkowite stracenie szans na odnowienie przyjaźni. Przechadzałam się w tłumie, co jakiś czas kiwałam komuś głową w geście pozdrowienia. Khonkh, już były władca, miał co do jednego rację. Jeśli chciałam zostać arystokratką, tak jak moja matka, musiałam dbać o swój ciepły wizerunek. Mimo wszystko, nie byłam tu by się dobrze bawić. Jedyne, czego chciałam, to wykorzystać, być może ostatnią, okazję, by przybliżyć się do Shiregta. Mimo, iż minęło wiele czasu, od kiedy ostatni raz spotkaliśmy się nie formalnie, moje uczucia do niego nie przygasły, będąc szczerą, nawet się pogłębiły, bo jak widomo, to, co niedostępne, smakuje lepiej. Traciłam jednak powili nadzieję, że ogier przyjmie kiedyś zaproszenie do mojego serca. On był władcą, miał Mint, a ja? Nawet nie potrafiłam pomścić swojej rodzicielki. W pewnym momencie poczułam uderzenie w pierś. Spojrzałam na nieuważnego członka klanu, którym okazał się... ON we własnej osobie. Moje serce zaczęło bić szybciej, nagle zaczęłam skupiać się tylko na jednym - na jego dumnej, gniadej sylwetce, tuż prze mną. Dlaczego zachowywałam się tak irracjonalnie, kiedy tylko go zobaczyłam?
- O, witaj - odezwał się. Zauważyłam zmianę w jego głosie. Stał się... Bardziej dojrzały.
- Witam, Wasza Wysokość - dygnęłam lekko, ni to z przekorą, ni to z prawdziwą pokorą. Mimo wszystko miałam do niego urazę za odrzucenie mnie w sferze miłości, jak i przyjaźni. Ogier spojrzał na mnie, zapewne nie rozumiejąc, do czego chcę dojść tym zachowaniem. Ja też nie wiedziałam, po co mam udawać źrebaka - jednak to jakoś tak samo wyszło, ten rodzaj humoru mi się podobał.
- Mivana, wiem, że ostatnio zaniedbałem naszą znajomość...
- Patrzcie no, pamięta, jak mam na imię - prychnęłam, jednak za chwilę wzrokiem poprosiłam go o kontynuację wypowiedzi.
- Z chęcią ci to jakoś wynagrodzę. Teraz jest to przyjęcie - wskazał łbem na zgromadzenie - Ale później powinienem znaleźć wolny czas dla ciebie. Chyba, że masz coś przeciwko.
- Nie mam żadnych planów na najbliższe dni, więc nie widzę przeszkód - powiedziałam dość obojętnym tonem, choć w środku gotowałam się od szczęścia i nadziei na rozwój tej znajomości.
- Znakomicie - na tym to zakończyła się nasza rozmowa, gdyż ogier został popchnięty i zagadany przez resztę towarzystwa.
Nie za bardzo przepadałam za takimi spędami, jednak nie chciałam stracić całej zabawy i wyjść na aspołeczną, więc stanęłam z boku, przyglądając się tańczącym parom, młodszej części klanu, która właśnie się o coś sprzeczała. Pogryzałam jedzenie, które zostało przyniesione przez innych członków, czasem zamieniając z kimś kilka zdań. Tak właśnie wygląda dobra zabawa, według mojej zacnej osoby.

~Następnego dnia~

Leżałam na jakimś malutkim wzniesieniu, przyglądając się leniwie stadu. Nie chciałam odchodzić gdzieś daleko, w końcu najnowszy monarcha mógł znaleźć chwilę dla mnie w każdym momencie. Z nudów zaczęłam rozmyślać nad tym, co mam powiedzieć, kiedy gniadosz się zjawi.
- Hej, co u ciebie? Nie. Zatem, zaplanowałeś coś dla nas? Też źle, przecież na pewno nie myślał o tym przez cały dzień. Jak ci się układa z Mint? Nie, czy ja naprawdę chcę to wiedzieć? - wzdrygnęłam się. Ponownie przeleciałam wzrokiem po pyskach moich pobratymców. Wszystkie były skierowane na mnie.
- Zobaczyliście coś ciekawego? - zapytałam, dając im delikatną sugestię, że gapienie się na mnie nie jest najlepszym pomysłem. Wszyscy od razu odwrócili wzrok.
- Mivana? - usłyszałam za sobą głos, ten sam, który lekko mnie zeskoczył wczorajszego wieczoru.
- Cześć - rzuciłam szybko, odwracając się w jego stronę. Tak, to jednak najlepsze przywitanie.
- Wszystko w porządku? - zapytał Shiregt, przyglądając mi się bacznie.
- W najlepszym. Zatem, skoro już znalazłeś dla mnie czas - gdzie pójdziemy?
- Możemy po prostu się przejść, bez konkretnego celu - odparł, nie zadając więcej pytań, za co gorąco dziękowałam gwiazdom.
- Zatem chodźmy - ruszyłam przed siebie wolno, czekając, aż ogier się ze mną zrówna.
Powolnym krokiem zagłębiliśmy się w ośnieżone połacie ziemi, oddalając się nieznacznie od stada. Rozmowa ledwo co się kleiła, co w sumie nie mogłam liczyć na nic innego, w końcu już dawno nie mieliśmy na nią okazji.
- Tak więc... Jak wygląda władnie naszą bardzo ogarniętą bandą? - spróbowałam dodać jakiś żart.
- Cóż, ja...
- Cicho. Słyszysz to? - przerwałam mu, za co w myślach ostro się beształam.
- A co mam usłyszeć? - zapytał, ściszając głos, zapewne na skutek mojej reakcji.
- Trzaskanie ognia, jakieś głosy - wymieniłam, powoli kierując swoje kroki w kierunku, skąd dochodziły owe dźwięki.
<Shiregt? Dalej mam wolne, nie cwaniakuj>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!