Strony
▼
10.10.2018
Od Mint do Wichra „Fant od życia”
-Chyba jeszcze nie mam tej możliwości nadania ci mienia. Powinna to zrobić to twoja matka-wiatr dalej tańczył mi w uszach- A nóżki już sprawne?- uśmiechnęłam się- Jeżeli chcesz, mogę poświęcić trochę czasu i wybrać się z tobą na poszukiwania- w głowie ułożył mi się obraz źrebaka samego spacerującego po kruchym lodzie w potężną wichurę. Samego, opuszczonego i zmarzniętego, pozostawionego samemu sobie. Zadrżałam. Chyba na taki gest nie byłam jeszcze na tyle podła. Zanim zdążył się we mnie obudzić mały diabełek, źrebaczek odpowiedział mi cieniutkim tonem.
-Chciałbym ją odnaleźć, lecz nie wiem, w którą stronę poszła- machnął łbem.
-Dobrze, biegaj dalej. Potem obiecuję jej poszukać- mój szanowny łeb właśnie nie mógł nic dobrego wymyślić, nawet drogi, którą mogła wybrać jego rodzicielka. Najgorsze, że nie wiadomo czy w ogóle była żywa. Pokręciłam głową, w duchu gorąco pragnąc, by moja prognoza się nie sprawdziła. Co mam zrobić? Na pewno nie chcę się nim opiekować, ten obowiązek należy do matki źrebaka. Poza tym nie zniosę jego smutnych oczu i pytań o zagubioną klacz. Moje serce z bezradności się po prostu rozpuści. Mój chaotyczny mętlik myśli, przerwał mały, który właśnie przystanął i zaczął patrzeć na mnie wyczekującym wzrokiem. Wyglądał dokładnie jakby chciał zadać pytanie.
<Wicher?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!