Strony

9.09.2018

Od Khonkha do Yatgaar "Poważny cios"

Nasz nowy "przyjaciel" zaczął nas prowadzić. Wokół niego szło kilka koni, aby w razie gdyby wpadł na tak głupi pomysł, nie zdołał uciec. W końcu dotarliśmy do innej części lasu. Nagich drzew i choinek było coraz więcej. W pewnym momencie ren przystanął, unosząc uważnie łeb.
-Wilki?-powiedział szeptem, jednak każdy z nas doskonale go usłyszał. Wziął przy tym duży wdech, jakby chciał wyczuć obecność drapieżników właśnie dzięki węchowi. Naturalnie zapanowało lekkie poruszenie i kilka koni także skupiło się na tym, aby sprawdzić prawdziwość słów naszego jeńca. W tym samym momencie renifer wydał z siebie dziwny okrzyk, coś jak połączenie wilczego wycia i końskiego rżenia z nutą warknięcia. Ren odepchnął na bok zaskoczonego Bush'a i wyrwał się do przodu. Zanim zdążyłem wydać jakikolwiek rozkaz, w pogoń za nim rzuciło się już kilku członków.
-Zatrzymajcie się!-zawołałem, bo coś mi tu nie grało. Usłyszała mnie jednak tylko część koni. Reszta pobiegła za reniferem. Po jakimś czasie zasłoniły ich nam różnego rodzaju iglaste drzewa. Po chwili zaś do naszych uszu dotarły okrzyki i dało się słyszeć szczęk broni.
-Ruszamy!-zawołałem. Kiedy dobiegliśmy na miejsce okazało się, że renifer swoim krzykiem zaalarmował towarzyszy, którzy rzucili się do ataku na ścigające go konie. Od razu przyłączyliśmy się do walki, aby pomóc towarzyszom. Niestety po pewnym czasie zaczęliśmy przegrywać, gdyż reniferów było o wiele więcej niż nas. Jednakże po jakimś czasie zaciekłej walki (podczas bitwy czas płynął dla mnie zupełnie inaczej) na polanę, gdzie walczyliśmy, wpadły pozostałe konie z naszego klanu. We wszystkich obecnych wstąpiła nowa nadzieja. Jeszcze bardziej poczułem jej przypływ, kiedy ujrzałem swoją partnerkę powalającą jednego z renów.
-Zaczęliście zabawę bez nas?-spytała, kiedy już znalazła się przy mnie.
-Trzeba było się nie spóźniać na imprezę-odparłem.
-Ciesz się, że w ogóle złożyliśmy wam wizytę. Przyda wam się pomocne kopyto jak widać-powiedziała Yatgaar, robiąc przy tym unik przed ciosem, który chciał jej zadać jeden z renów. Z rozpędu zatrzymał się on dopiero przede mną, a ja nie miałem oporów, aby zdzielić go kopytem aż miło.
-Nie potrzeba ci czegoś?-zapytał nagle Kirk, który dosłownie pojawił się znikąd i rzucił mi moją broń.
-Skąd...-zacząłem.
-Nie ma teraz na to czasu-przerwała mi Yatgaar, posyłając Kirkowi w moim imieniu uśmiech wdzięczności. Złapałem swoją halabardę, po czym ruszyłem do ataku ze zdwojoną siłą. Teraz było nas już więcej, a renifery spanikowały i zaczęły biegać bez celu. Skupiłem się głównie na zadawaniu jak największej liczby ciężkich ran. Świat wokół mnie stał się jednym wielkim polem bitwy.
-Hej, ty!-usłyszałem nagle głos. Odruchowo przerwałem walkę, aby poszukać jego właściciela. W końcu zauważyłem jakiegoś rena. Był dość dobrze zbudowany. Wysoki i umięśniony Pod jego stopami leżał długi i ostry jak brzytwa miecz. W jego stalowym ostrzu odbijały się promienie słońca.
-Tak, właśnie ty. Założyłeś Klan Mroźnej Duszy, prawda? I rozpocząłeś wojnę z nami?-zapytał renifer. Skinąłem głową, bo nie czułem potrzeby ukrywania tych faktów.
-A więc wiedz, że ja, Sarkham z dynastii Saelitów, następca naszego wodza, zamierzam pozbawić cię życia!-zawołał ren, po czym chwycił swoją broń i ruszył do ataku. Kiedy znalazł się w odpowiedniej odległości, zrobiłem po prostu unik, robiąc jednocześnie zamach halabardą. Niestety renifer zdążył szybko zareagować i ostrze jedynie lekko go musnęło.
-Jesteś dobrym wojownikiem, ale twój los i tak jest już przesądzony. Zabiłem już wielu znamienitszych od ciebie, pomiocie-wycedził przez zęby ren.
-Zaczniemy w końcu naprawdę walczyć, czy zamierzasz się tak cały czas przechwalać?-zapytałem. Spojrzenie renifera w jednej chwili pozwoliło mi przekonać się, jak bardzo mój przeciwnik się wściekł. Ponownie ruszył do ataku, udało mi się jednak zablokować cios. Następnie po raz kolejny zamachnąłem się. I tym razem ren zrobił unik. W tej samej chwili zauważyłem nadciągającą z przeciwnej strony Yatgaar.
-Spokojnie, zostaw to mnie. Sam chcę się nim zająć!-zawołałem. Klacz niemal natychmiast zatrzymała się więc i skupiła na walce z jakimś innym reniferem. Coś w jego wyglądzie sprawiało, że nie wyglądał on jak reszta. Był znacznie lepiej zbudowany, a do tego z jego sylwetki emanowała swego rodzaju...duma? Tak, to z pewnością była duma. Odłożyłem jednak rozmyślania na bok i skupiłem się na walce. Renifer ponownie zaatakował i tym razem zadał mi cios. Na szczęście rana była bardzo płytka. To sprawiło, że obudziła się we mnie żądza mordu, której nigdy wcześniej nie odczuwałem. A przynajmniej nie w takiej postaci. Kradną nasze tereny, porywają moją córkę i próbują wybić cały klan...Tego już za wiele!-pomyślałem, po czym zarżałem głośno, potrząsając przy tym grzywą na boki. Mój przeciwnik spojrzał na mnie z nieukrywanym zdziwieniem. Zamachnąłem się, aby zadać mu cios. Wykonał oczywiście szybki unik, ale nie przewidział, że w tak krótkim odstępie czasu uda mi się ponownie go zaatakować. Dosłownie nadziałem go na swoją broń. W uderzenie włożyłem tyle siły, że do moich uszu dotarł głośny trzask pękającego drewna. Ren znieruchomiał. Przez chwilę miałem jeszcze wrażenie, że spogląda na mnie jakby z niedowierzaniem, po czym padł na ziemię. Kiedy zauważył to ren walczący z Yatgaar, po prostu odwrócił się od niej i do nas podbiegł.
-Mój syn!-zawołał, dopadając do ciała nieżyjącego renifera. Chwilę przy nim postał. Widać było, że ledwo powstrzymuje się przed... Nie byłem pewien, czy przed wybuchem agresji, złości, płaczu, czy szaleństwa. Spojrzałem na swoją zbliżającą się partnerkę z nieskrywanym zdziwieniem, a jej spojrzenie mówiło mi to samo, co zapewne moje jej. Czułem, że powinienem dalej walczyć, ale jednocześnie nie byłem w stanie znienacka zaatakować ojca opłakującego swojego syna. Miałem swój honor.
-Zabiję was wszystkich. Choćby miało mi to zająć sto lat! Choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu!-zawołał ren, podnosząc na mnie swoje wściekłe spojrzenie.
<Yatgaar?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!