jakby ktoś zgubił fabułę: klik
- Masz nam coś do zaoferowania? –
rzekła ironicznie Yatgaar.
- Szczerze mówiąc nie, ale chyba
skazanemu należą się ostatnie słowa? Niby taki ten sąd uczciwy, chociażby
Valentia jest tu po to, aby to podkreślić, ale jednak takie podstawowe prawo
jest łamane. No i starca będziecie mordować. Został mi rok, może dwa życia. Ech… Ale do rzeczy. Nie wspominając już o tym, że dla frakcji nie
zamordowałem nikogo, większa wina leży tu po jej stronie – spojrzałem na Yatgaar
spod oka. – Pewnie co poniektórzy z was pamiętają Tayfuna. Miły był z niego
koń, ale w pewnym momencie zagroził Frakcji Kruczych Cieni. Prawie ją
zdemaskował. Yatgaar zabiła go i zrzuciła z urwiska. „Tajemnicze zaginięcie” –
rzekłem z przekąsem. Nie doliczając już do tego, że pozabijała jeszcze kilku
członków klanu, a ja pod tym względem jestem czysty. Gdyby to ona była osądzana,
to myślę, że wyrok byłby podobny. Za wroga monarchii uznać mnie nie można. Może
i nie jestem jej zwolennikiem. Przyznaję, czuje w stosunku do Khonkha i innych
z niewartej wspomnienia grupy, czuję skrajne obrzydzenie. Ale czy kiedykolwiek próbowałem
kogoś zabić? Kogoś skrzywdzić? Nie. Przynajmniej nie z klanu, ale osądzaniem morderstw
z poza klanu nie powinniście zajmować się my. A to „brutalne morderstwo
źrebaków”? Uwierzcie, cierpiałyby bardziej gdybym dał im spłonąć w swoim prawdziwym
domu wraz z resztą stada. Mogą być mi tylko wdzięczne.
<Yatgaar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!