Umilkłam. Wtedy dotarło do mnie, że nigdzie nie widać Williama. Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie widziałam znajomego konia. Poczułam lekki niepokój.
-Spytajmy może kogoś.. –powiedziałam, Kirk kiwnął głową.
-Konkretnie kogo? –spytał ogier i również się rozejrzał.
-Ja pójdę spytać Vayoli lub Khairtai! –powiedziałam i ruszyłam w stronę córek. Lekko zdyszana podbiegłam do Vayoli. Klacz odwróciła się w moją stronę zdziwiona.
-Coś się stało? Mamo? – spytała, patrząc na mnie pytająco.
-Uh.. Widziałaś może tamtego rannego konia? Którego znalazłam razem z Kirkiem? –odparłam rozglądając się nerwowo.
-Nie, ale nie widziałam też, żeby szedł gdzieś wśród Klanu.. –powiedziała Vayola.
-Jasne, dziękuję.. –odparłam i wróciłam do Kirka. Ogier już czekał.
-Nikt go nie widział.. –powiedział mój partner ze smutnym wyrazem pyska.
-W takim razie musimy po niego wrócić! –powiedziałam.
-To nie jest dobry pomysł.. no ale.. jeżeli już, to musimy się pospieszyć! –odparł i razem zacwałowaliśmy w stronę miejsca w którym ostatnio przebywał Klan. Rozejrzałam się, jednak nigdzie nie widziałam ogiera. Westchnęłam lekko. Panowała mroczna cisza, lecz nagle zza kamienia wybiegł wrzeszczący William. Otworzyłam szeroko oczy. Ogier miał pełno ran, był cały podrapany. Za nim wybiegły wilki, a wycieńczony koń nie mógł dać im rady. Razem z Kirkiem bezradnie patrzyliśmy jak wilki rozszarpują ogiera, a jeden z nich swoimi złotymi ślepiami spojrzał mi prosto w oczy.
<Kirk?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!