Strony

10.08.2018

Od Shiregt'a do Dantego ,,Rozszarpię go"

Oboje natychmiast odwróciliśmy wzrok z równym zaskoczeniem w stronę ledwo trzymającej się na nogach karej klaczki, czy to ze zdenerwowania, czy z odniesionych obrażeń. W jej oczach widziałem jednak niezwykłą determinację, lepiej więc było przełożyć tę dyskusję na później. Teraz należało, jak przystało na władcę klanu, może i nieoficjalnego, zająć się rannym koniem.
— Sirocco, idziemy do medyka. - westchnąłem ciężko, podchodząc do niej. - Ładny mi obrońca, nie ma co. - syknąłem jeszcze w stronę brata, zostawiając go sam na sam z własnymi myślami.
Klaczka dała się doprowadzić na miejsce bez stawiania większego oporu, w całkowitym milczeniu i ze spuszczoną głową. Pozwoliłem działać Hadvegarowi i jego pomocnikom, a sam postanowiłem wrócić do Dantego i rozliczyć się z nim w tej sprawie. Panowanie nad całym stadem z kimś takim jako rodzeństwo to jednak nie była najlepsza sytuacja...Za jakie grzechy jest ,,taki"?! Naprawdę do tej pory nie nabrał tyle rozumu, by pewne rzeczy ogarnąć?
Tak rozmyślając, dotarłem na miejsce, gdzie go widziałem ostatnim razem. O jego dawnej obecności świadczyły jedynie rozgrzebane liście i ściółka, co mnie akurat nie zdziwiło. Udałem się na obchody klanu, lecz po pewnym czasie stwierdziłem, że nie ma go wśród koni. Nieco mnie to zaniepokoiło, lecz przede wszystkim miałem ogromną chęć wymierzyć mu w tej chwili karę; nieważne, gdzie się ukrywał. Gdyby mocne poranne promienie słoneczne nie stopiły większości śniegu, byłoby znacznie łatwiej. Zacząłem kłusować tu i tam, coraz bardziej się oddalając, obserwując uważnie otoczenie z narastającym niepokojem. Cisza i spokój lasu zdawały mi się milczeniem przed burzą. Dodatkowo w oddali zaczęły się gromadzić ciężkie, ołowiane chmury. Uciekł od problemów? To do niego takie podobne. - pomyślałem ze złością, kopiąc najbliższy kamień, i kontynuowałem poszukiwania z nieustępliwością atakującego wilka.
W pewnym momencie moją uwagę przykuło coś o jaskrawej, czerwonej barwie na śniegu. Podszedłem bliżej i wciągnąłem powietrze w nozdrza. Na moment ogarnęło mnie przerażenie. Krew spływała po pniu drzewa, wsiąkając w zimną, białą substancję. Jakie są szanse, że to jego krew? Tylko spokój może nas uratować... - powtarzałem sobie, wpatrując się w znalezisko. Wreszcie oddaliłem się, równocześnie przyspieszając kroku. Nigdzie żywej duszy. Mimo, że gniew wciąż we mnie pulsował, to zaczynał go przyćmiewać strach. Obawa o życie nieodpowiedzialnej, niekiedy kłopotliwej, raptownej i egoistycznej istoty, której rozsądek nie potrafił zahamować. Rozszarpię go, jak go znajdę... - obiecywałem sobie, równocześnie gorączkowo przeszukując otoczenie wzrokiem. Wprawdzie w oddali, ale rozległ się potężny grzmot. W lesie stado jest bezpieczne, ale...
— Dante! - krzyknąłem w końcu. Głos mój był zaiste dziwną mieszanką emocji. Odpowiedziała mi cisza.
<Dante? Później lepiej przekaż pałeczkę SiroccoXD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!