Strony

18.08.2018

Od Salkhi „Porzeczki to życie” Misja #2

Miałam zupełnie poważny dylemat. Serio, niecodziennie decyduje się, czy lepiej zabrać się za czarną porzeczkę, czy też za wiciokrzew kamczacki. To były przysmaki rzadkie, a ja wiedziałam, że mój żołądek teraz już nieprzyzwyczajony do wygód innych niż trawa, nie zniesie dobrze pomieszania dwóch gatunków owoców, szczególnie w dużej ilości. Dlatego teraz poważnie zastanawiałam się nad wyborem. Niby mogłam tu przyjść jeszcze następnego dnia, ale do tego czasu ktoś może się za nie zabrać albo co gorsza, mój brzuch się zbuntuje i na długi czas będę mieć dość owoców (to byłby dopiero dramat).
Już miałam zrobić w myślach wyliczankę, kiedy usłyszałam za sobą głos, wołający moje imię. Niechętnie odwróciłam się w jego stronę i dostrzegłam kłusującą do mnie wysoką klacz, Mirabikę, którą miałam okazję ostatnio poznać. Kiedy zatrzymała się obok, skinęłam głową na jej powitanie i wsłuchałam się w to, co wydawało jej się tak ważne, by przerywać mój posiłek (no, prawie).
— Cieszę się, że cię widzę. Zauważyłam, że w moich zapasach brakuje już łyszczca wiechowatego, a on jest rzadkim ziołem. Sama muszę znaleźć jeszcze driakwię żółtą, rdest wężownik i ostrzeń pospolity, więc nie mogę się zająć jego szukaniem. Mogłabyś to zrobić za mnie?
Westchnęłam. Poszukiwania nieczęsto pojawiającego się zioła na pewno zajęłyby mi dużo czasu. Bardzo dużo. W dodatku nie znam się na nich za dobrze, więc co jeśli spędziłabym mnóstwo czasu na szukaniu czegoś, co okazałoby się niepotrzebne?
I... Mój posiłek. Zerknęłam na niego łapczywie.
— Opiszę ci go, najlepiej jak potrafię - dodała, widząc moje niezdecydowanie. — Mam też w swoich zapasach trochę porzeczek. Chętnie ci nieco dam.
Okej, ostatnia kwestia przeważyła szalę niepewności. Muszę przyznać, że Mirabika potrafi być niesamowicie przekonująca.
— Niech będzie. Powiesz mi jeszcze, gdzie mniej więcej mam go szukać?
Twarz klaczy rozjaśnił uśmiech.
— Patrz na zboczach i wydmach. Lubi piaszczyste miejsca. Łyszczec jest wysoki, kwiaty ma drobne, białe albo różowawe, zebrane w liczne grupy. Liście naprzeciwległe, wąskie i rosnące na łodydze wielokrotnie. — wyliczała, a ja starałam się to wszystko zakodować w pamięci i wyobrazić sobie wizerunek rośliny. — To powinno ci wystarczyć. Liczę na ciebie! Pamiętaj o porzeczkach! — dodała na odchodne i po chwili zniknęła z zasięgu mojego wzroku.
Westchnęłam ciężko. W co ja się wpakowałam? Ach, tak. Mój wzrok skierował się na krzaczek czarnych owoców. Robię to dla nich. Dla jedzenia. W takim tempie nadejdzie dzień, w którym sprzedam duszę dla czerwonych porzeczek. Pysznych, soczystych i tak wspaniale wyglądających... Nie, dość. Nie mogę ich skosztować, bo z pewnością nie skończyłabym na kilku, a stałabym tak do czasu zaspokojenia głodu. A miałam rzecz do zrobienia.
Raźnym krokiem ruszyłam w stronę najbliższych zboczy. Na pewno znajdę tam tego łyszczca jakiegośtam i zdążę jeszcze dzisiaj na smakowity deser. Muszę myśleć pozytywnie, podobno to wpływa na wyniki czynności. Moje samopoczucie odrobinę się poprawiło, a ja sama przyspieszyłam do galopu. Miałam szczęście, że stado znajdowało się właśnie na górskim zboczu i właściwie poszukiwania miały rozciągać się wokół bazy. Problemem było to, że jak Mirabika sama wspomniała - nie często można było znaleźć tę roślinę. Czy w takim razie miałam jeszcze jakąkolwiek szansę na znalezienie tego zioła? Chyba nie za bardzo.
Dopiero teraz dotarła do mnie całość sytuacji. Z przygasłym entuzjazem rozglądałam się dookoła, mając minimalną nadzieję na to, że jakimś cudem szybko znajdę to czego szukam i będę mogła zająć się czymś zdecydowanie lepszym (bo nie ukrywajmy, jedzenie takie jest).
Mijały minuty, które rozciągały się w godziny, a tak jak wcześniej na mojej drodze nie znalazłam rośliny. Zajęcie mnie nużyło, ale dzielnie przeczesywałam kolejny teren, niestety bez powodzenia. Parę razy miałam wrażenie, że wreszcie widzę obraz mojej udręki, były to jednak fałszywe tropy, a znaleziska różniły się szczegółami wyglądu od tych, które miał posiadać łyszczec. Zaprawdę, coś czułam, że wyimaginowany lub nie wizerunek rzeczy przeze mnie szukanej, będzie pojawiał się w moich snach przez jeszcze wiele nocy.
Dlaczego ja się na to zgodziłam? Dlaczego? Może mi to ktoś powiedzieć? Z takiej perspektywy owoce zupełnie nie były przekonującą zapłatą, nawet w połączeniu ze wdzięcznością Mirabiki. Ale szkoda było mi porzucać poszukiwania, w końcu pokonałam już tak wielki kawałek, że na pewno wkrótce znajdę te przeklęte zioła.
Prawda?Ech, po co się oszukuję. Nie ma mowy, że je gdzieś zobaczę (nie licząc głowy i marzeń). Chociaż moją duszę ściskał żal po niespełnionej misji, zawróciłam w stronę siedliska klanu, mając nadzieję znaleźć tam zielarkę. Co prawda nie miałam dla niej dobrych wieści, więc znając życie nie dostanę tych porzeczek, ale przynajmniej mogłam się pocieszyć moimi krzaczkami owoców z lasu. Ach, tak, na samą myśl o nich robiło mi się przyjemnie.
Potężna klacz wydawała się niepocieszona moją porażką na polu szukania roślinności, ale podziękowała i odesłała mnie z kwitkiem. Trochę zawiedziona, bo gdzieś w środku żywiłam jednak nadzieję na nagrodę za chęci, ruszyłam w stronę mojego porannego miejsca pobytu. Na drodze ostatnich kilkudziesięciu metrów zaczęłam galopować, nogi same niosły mnie do posiłku.
Kiedy jednak zza drzew wyłoniła mi się polanka z krzakami, przystanęłam z wrażenia. Przy mojej życiowej miłości stał jakiś ciemny koń, bezczelnie wyjadający wszystko z roślin. Teraz ogarnęła mnie wszechobecna złość.Podeszłam do niego na odległość kilku metrów i wysyczałam wściekle:
- Ty! Jak śmiesz?
Brałam głębokie wdechy by się uspokoić, nie mogłam stracić twarzy. Skończyłam na posyłaniu pełnych nienawiści spojrzeń w stronę, jak się okazało, ogiera, trzymając głowę w górze i z nieco bojową postawą.
Samiec zaskoczony obrócił się i spojrzał na mnie jak na ducha.
Och, ja mu pokażę. Moje jedzenie, moje pyszne, jedzenie. Nie ma go, tylko z powodu tego wstrętnego niszczyciela marzeń!
Już on zobaczy, że ze mną się nie zadziera.
Ale... Może nie teraz.
Teraz muszę się uspokoić, zdecydowanie.
Pełna negatywnych uczuć zostawiłam wyjadacza przy już praktycznie pustych krzaczkach i odeszłam szybkim krokiem.
 Zaliczone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!