Sokolica rozluźniła się. Cała złość wyparowała z niej wraz z wykrzyczanymi przez nią słowami. Milczała, a jej nieobecny wzrok wskazywał na to, że odtwarza sobie moją przysięgę wiele razy, niczym najlepszą melodię.
- Zatem - wydała z siebie odgłos podobny do zduszonego śmiechu i parsknięcia w wydaniu ptasim - Twoje zadanie jest całkiem proste.
- Skoro jest takie proste, to wytłumacz je szybko - poprosiłam, dając jej do zrozumienia, że nie mam ochoty dłużej czekać.
- Musisz po prostu się położyć.
- I tyle? - zapytałam niedowierzającym głosem.
- Nie przerywaj. Potem wstaniesz. Staniesz na tylnych nogach - nazywacie to chyba stawaniem dęba - po czym siadasz. I tak w kółko.
- Twoje tłumaczenie jest strasznie chaotyczne - parsknęłam.
- Dobra, dla ograniczonych umysłów, jak twój - stoisz - kładziesz się - stoisz - stajesz dęba - stoisz - siadasz. I od nowa.
- Mówiłaś, że to proste - burknęłam.
- Bo jest proste, tak samo, jak dla mnie było podnoszenie badyli. A teraz nie dyskutuj, w końcu obiecałaś.
Nie miałam najmniejszej ochoty na kłótnie z Avą, więc posłusznie zaczęłam ustawiać się w określonych pozycjach.
- Szybciej, co się tak guzdrasz! - skrzeczała mi nad uchem sokolica - Wysil się trochę!
Początkowo nie czułam żadnego zmęczenia, a jedynie znużenie stale powtarzającą się czynnością. Po kilkunastu seriach, moje mięśnie powoli zaczynały boleć i odmawiać posłuszeństwa. Przy dwudziestym którymś razie położyłam się na ziemi i nie miałam już zamiaru wstawać.
- Wstawaj! Coś mi obiecałaś!
- I wykonałam zadanie. Nie powiedziałaś, jak długo mam to robić - wysapałam, kładąc głowę na zimnej ziemi.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!