Strony

7.08.2018

Od Mivany ,,Krew w blasku księżyca" Misja #1

Otworzyłam oczy, jednak niewiele mogłam dostrzec, gdyż wszędzie panowały ciemności, a jedyne przedmioty, które widziałam, to te, które stanęły w blasku księżyca. Przebywanie w otępionym, aczkolwiek przyjemnym stanie, skończyło się wraz z pojawieniem pierwszego uczucia - pulsującego bólu w lewej, tylnej nodze. Spojrzałam na nią - krew błyszczała w delikatnym świetle. Do moich uszu doszło dziwne sapanie. Wstałam jak oparzona, co spowodowało kolejną falę bólu. Starałam się wypatrzeć, kto, lub co, wydawało ten dźwięk. Przede mną ujrzałam wilka, który był, podobnie jak ja, ranny. Nie wiedziałam, dlaczego, póki tego nie dostrzegłam. Nie miałam pojęcia, co to, jednak koniec tego błyszczał, odbijając promienie księżycowe. Drugi kraniec znikał w ciemności, zaraz za... końskim łbem. Zanim zdążyłam się przyjrzeć i stwierdzić, czy znam tego osobnika, on rzucił się ponownie na wilka, zadając szybko kilka ciosów. W końcu, zraniony i wycieńczony basior upadł na ziemię i zadrżał w agonii.
Podeszłam do nieznajomego ogiera, aby mu podziękować, jak mnie nauczono. On jednak odwrócił się w moją stronę z bronią, która znalazła się niebezpiecznie blisko mojej piersi.
- Ło, spokojnie! Nie chcesz mnie zabić - powiedziałam, cofając się na względnie bezpieczną odległość.
- A to dlaczego? - zapytał trochę niewyraźnie, trzymając kurczowo w zębach gałąź zakończoną jakimś ostrym kamieniem.
- Bo nie masz złych zamiarów, podobnie, jak ja - opuścił broń, w której rozpoznałam w końcu włócznię, na dół, jednak nie schował jej do końca - Z resztą, byłoby to nielogiczne. Po coś mnie uratowałeś -starałam się zachować spokój. Osobnik ten nie wyglądał na kogoś, kto rzuca się na bezbronne, zagubione klacze, jednak broń w pysku nie wydawała się zabawką dla źrebaków.
- Skąd wiesz, że ratowałem ciebie? Może przypadkiem znalazłem się tu, a wilk zaatakował również mnie? - spojrzałam na niego niedowierzającym wzrokiem. - Jeśli samotny wilk miałby już jedną ofiarę, czyli mnie, nie miał by żadnego powodu, by atakować następnego konia.
- No dobra, masz mnie. Ale odejdź stąd - nieznajomy prychnął, robiąc kilka kroków w moim kierunku.
- A to niby dlaczego?
- To ziemie mojego klanu, a oni nie za bardzo przepadają za gośćmi od sąsiadów - zmierzył mnie krytycznym wzrokiem.
- Dobrze, rozumiem przekaz. Zatem żegnaj i żyj w spokoju - skinęłam mu głową. Kiedy niechętnie wykonał ten sam gest, odwróciłam się i odeszłam powoli, kulejąc na jedną nogę. Czułam na sobie jego wzrok, póki nie zniknęłam między drzewami.

Zaliczone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!