W ciszy wracałyśmy do miejsca postoju klanu. Brak rozmowy jakoś niespecjalnie mnie dołował, ba! Byłam nawet z tego zadowolona, gdyż nie byłam w nastroju na pogaduszki. Byłyśmy już niedaleko bazy, kiedy towarzysząca mi klacz zatrzymała się, nastawiając uszy, które po chwili skierowały się w kierunku, z którego dochodziły jakieś głosy. Już zaczęłam odchodzić - ot, jacyś członkowie klanu prowadzą rozmowę na osobności, jednak Salkhi zaczęła ostrożnie iść do postaci prowadzących konwersację.
- Salkhi - syknęłam cicho, aby zaciągnąć ją z powrotem do stada.
Klacz jednak mnie zignorowała, a mi nie pozostało nic innego, jak za nią podążyć. Zaczęłam czuć, że sytuacja, która za chwilę się wydarzy, może mieć większe znaczenie dla całego klanu.
Weszłyśmy na małą polanę. Jakiś ptak zerwał się do lotu. W tej scenie nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie gniady ogier, którego skądś kojarzyłam.
- Wi... - przerwał w półsłowa - To ty!
- To ja, we własnej osobie - odparłam, przypominając sobie nasze spotkanie.
- Jak tam noga? - zagadnął, a jego, wcześniej neutralny pysk wygiął się w lekkim uśmiechu.
- Jak widzisz, całkiem nieźle.
- Wy się znacie? - kasztanka przypomniała o swoim istnieniu.
- Tak, raz mi uratował życie. Takie tam, dawne czasy.
- To było tydzień temu - ogier prychnął rozbawiony.
- Nowe czasy. Ale co ty tu robisz, jeśli łaska wiedzieć? Z tego co pamiętam, należałeś do sąsiedniego stada.
- Uciekłem stamtąd. Miałem dość tego barbarzyńskiego życia.
- A zatem chcesz dołączyć do Klanu Mroźnej Duszy? - zapytałam podejrzliwie.
- Trafiłaś w sedno sprawy. Skoro tutaj można spotkać tak urocze towarzyszki, gdzie indziej mogłabym znaleźć nowy dom?
Spojrzałam na milczącą towarzyszkę. W końcu ona też jest świadkiem, niech wyrazi swoje zdanie.
<Salkhi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!