Strony
▼
4.08.2018
Od Mikada do Mivany „Prawda jest bolesna”
- Ja... Ja ją zabiłam, ojcze. Zabiłam!- wyszeptała, nie spoglądając na mnie, a po jej policzku spłynął potok łez. Czemu w najgorszych sytuacjach jest tyle ironii? To ja nie zdążyłem jej uratować. Rozumiałem jednak, że moja córka może czuć się w tej chwili za to odpowiedzialna. Zdążyłem dostrzec, że jej mięśnie się napinają i zaczyna uciekać. Po chwili ogarnęła mnie ciemność. Obudziło mnie dość jasne światło. Nade mną pochylał się medyk. Ten sam, który leczył moje zbawienie... Hadvegar.
-Co z Marabell?- zapytałem odruchowo. Zawsze, gdy otwierałem oczy, po tym, jak mdlałem, czekał na mnie jej uśmiechnięty pysk gotowy, by złożyć mi kolejny pocałunek.
-Dobrze wiesz- odchrząknął siwek- Pytanie, co z tobą. Gdzie ty się wpakowałeś, kolego?
-Do ognia. Dosłownie- odparłem, powoli wracając myślami do rzeczywistości. Za każdym razem, gdy będę się budził, ze smutkiem przypomnę sobie o tym, że Mary już nie ma wśród nas. Tragiczne, ale prawdziwe.
- To nie dobrze, że idziesz tą samą drogą co twoja żona. Wkrótce i ty możesz w ten sposób zginąć- spojrzał na mnie poważnym wzrokiem- Masz dziecko... Młoda ma przed sobą całe życie. Nie komplikuj jej go jeszcze bardziej- dodał, chyba chcąc zachęcić mnie do dbania o siebie. Mimo że już wcześniej zdawałem sobie świadomość, z tego, co właśnie wypowiedział, teraz było to dla mnie jakby realniejsze i bliższe, więc niczym potulny baranek zmieniłem temat na mój stan zdrowia.
-A jakim zdrowiem mogę się cieszyć ja?- zapytałem.
- Na razie słabym. Jesteś bardzo podatny na choroby- odpowiedział. W tej chwili do podeszła do nas Mivana.
-Mogę prosić mojego ojca na rozmowę w cztery oczy?
-Oczywiście- medyk pokiwał głową- Tylko nie zakorzeniajcie się tam. Mikado musi być pod stałą opieką lekarską.
<Miv? Możesz się zwierzyć>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!