Strony

10.08.2018

Od Mikada do Mivany „Odległe marzenie”


-Nie narzekaj- uśmiechnąłem się słabo i przełykając ślinę, usadowiłem się na soczystej, a zarazem zielonej trawie obok naszego cudu, dumnej Mivany Kataxo. Naszego, choć Mara wyzionęła ducha i odeszła w grono srebrzystych, połyskujących punkcików na niebie, zwanych gwiazdami. Uważam jednak, że ona cały czas strzeże nas od zła i ciemności świata oraz poprawia nam humor jak tylko może. Dalej posyła troskliwe spojrzenia owocowi naszej miłości, a mi swój promienny uśmiech. Przestałem wierzyć, że zamartwianie się coś da, jednakże nieuchronne, choć silnie powstrzymywane, by pokazać wyraz pyska znaczący mniej więcej: jest okej, słone łzy wkradają się z każdą myślą o tym wyjątkowym koniu, pierwszej arystokratce i miłości całego mojego życia. Zadrżałem. Znowu poczułem zapach rozkładającego się ciała mojej żony. Była jednocześnie tak blisko i tak daleko. Czułem jej obecność, lecz sama on była tak odległa. Nie mogłem jej przytulić, pocałować...
-Chciałabym wygrać Naadam. Pokazać, że jestem silna- odezwała się cicho, zapewne wypowiedź nie miała trafić do moich uszu. Mimo to jednak jej słowa odbijały się echem w mojej głowie. Klacz zagryzła zęby i odwróciła wzrok, po to by za chwilę jej spojrzenie wędrowało po horyzoncie.
-Uda ci się- wyszeptałem. W tej chwili przez moją nie przez mój umysł nie przepływały żadne myśli. Trochę to straszne.
<Miv?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!