Kiedy wrzeszczący William wypadł prawie prosto na nas, na początku ucieszyłem się. Jednak zaraz za nim pojawiły się wilki, które zaczęły go dosłownie rozszarpywać na naszych oczach. Jeden z nich spojrzał wprost na moją partnerkę.
-Uciekamy!-zawołałem, ciągnąc za sobą swoją partnerkę. Wiedziałem, że nie zdołamy już pomóc Williamowi. Musieliśmy myśleć o własnym bezpieczeństwie. Przez chwilę nie było słychać odgłosów pościgu, w końcu jednak do moich uszu dotarł dźwięk łap uderzających o śnieg. Biegliśmy ile sił, a wilki po jakimś czasie odpuściły sobie pościg. Kiedy dotarliśmy do klanu, musieliśmy wyglądać, jak byśmy uciekali przed samym diabłem.
-Co się stało?-spytała mocno zaniepokojona Khairtai, która akurat znajdowała się najbliżej nas.
-Wróciliśmy po Williama...-zaczęła Valentia, ale nie dokończyła, gdyż na dobre się rozpłakała. Rozumiałem ją w pełni. Mimo że nie znałem tego ogiera długo, zdążyłem go już polubić i na jakiś sposób z nim zżyć. Poza tym nikt z nas nigdy nie powinien widzieć, jak wilki rozszarpują jakiegokolwiek, nawet zupełnie obcego konia.
-Wróciliśmy po niego, ale dopadły go wilki-wyjaśniłem, uważając, aby mój głos się przy tym nie załamał.
-Mieliście w takim razie dużo szczęścia. Drapieżniki zajęły się nim, a wy mogliście uciec-odezwał się kuc, który w międzyczasie z nieznanych mi przyczyn do nas podszedł.
-Nie wiem, czy sytuację, kiedy wilki mordują twojego przyjaciela, a ty na to wszystko patrzysz, można nazwać "szczęściem"-powiedziałem.
-Według mnie tak-odparł Bush Brave, po czym oddalił się, za co byłem wdzięczny.
-Poinformuj Khonkha, co stało się z Williamem, dobrze-zwróciłem się do naszej córki. Ta pokiwała głową i oddaliła się w poszukiwaniu władcy.
-Ciii, już dobrze-od razu zacząłem uspokajać Valentią.
-Nie jest dobrze! William nie żyje! I to przez nas! Powinniśmy byli zauważyć, że go nie ma!-krzyczała klacz.
-Wcale nie. Byliśmy skupieni na ratowaniu siebie, jak każdy. To normalna reakcja-powiedziałem, choć sam w duchu obwiniałem się za śmierć ogiera. Nie mogłem jednak znieść płaczu swojej partnerki.
-Nie jest normalne to, że wilki zabijają twojego przyjaciela!-zawołała klacz.
-Nic nie poradzimy na to, że William zginął. Płacz nie przywróci mu życia. Możemy jedynie godnie uczcić jego pamięć-powiedziałem, licząc na to, że moja partnerka się uspokoi.
<Valentia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!