Strony

26.08.2018

Od Kirka do Valentii "Rozpacz"

Kiedy wrzeszczący William wypadł prawie prosto na nas, na początku ucieszyłem się. Jednak zaraz za nim pojawiły się wilki, które zaczęły go dosłownie rozszarpywać na naszych oczach. Jeden z nich spojrzał wprost na moją partnerkę.
-Uciekamy!-zawołałem, ciągnąc za sobą swoją partnerkę. Wiedziałem, że nie zdołamy już pomóc Williamowi. Musieliśmy myśleć o własnym bezpieczeństwie. Przez chwilę nie było słychać odgłosów pościgu, w końcu jednak do moich uszu dotarł dźwięk łap uderzających o śnieg. Biegliśmy ile sił, a wilki po jakimś czasie odpuściły sobie pościg. Kiedy dotarliśmy do klanu, musieliśmy wyglądać, jak byśmy uciekali przed samym diabłem.
-Co się stało?-spytała mocno zaniepokojona Khairtai, która akurat znajdowała się najbliżej nas.
-Wróciliśmy po Williama...-zaczęła Valentia, ale nie dokończyła, gdyż na dobre się rozpłakała. Rozumiałem ją w pełni. Mimo że nie znałem tego ogiera długo, zdążyłem go już polubić i na jakiś sposób z nim zżyć. Poza tym nikt z nas nigdy nie powinien widzieć, jak wilki rozszarpują jakiegokolwiek, nawet zupełnie obcego konia.
-Wróciliśmy po niego, ale dopadły go wilki-wyjaśniłem, uważając, aby mój głos się przy tym nie załamał.
-Mieliście w takim razie dużo szczęścia. Drapieżniki zajęły się nim, a wy mogliście uciec-odezwał się kuc, który w międzyczasie z nieznanych mi przyczyn do nas podszedł.
-Nie wiem, czy sytuację, kiedy wilki mordują twojego przyjaciela, a ty na to wszystko patrzysz, można nazwać "szczęściem"-powiedziałem.
-Według mnie tak-odparł Bush Brave, po czym oddalił się, za co byłem wdzięczny.
-Poinformuj Khonkha, co stało się z Williamem, dobrze-zwróciłem się do naszej córki. Ta pokiwała głową i oddaliła się w poszukiwaniu władcy.
-Ciii, już dobrze-od razu zacząłem uspokajać Valentią.
-Nie jest dobrze! William nie żyje! I to przez nas! Powinniśmy byli zauważyć, że go nie ma!-krzyczała klacz.
-Wcale nie. Byliśmy skupieni na ratowaniu siebie, jak każdy. To normalna reakcja-powiedziałem, choć sam w duchu obwiniałem się za śmierć ogiera. Nie mogłem jednak znieść płaczu swojej partnerki.
-Nie jest normalne to, że wilki zabijają twojego przyjaciela!-zawołała klacz.
-Nic nie poradzimy na to, że William zginął. Płacz nie przywróci mu życia. Możemy jedynie godnie uczcić jego pamięć-powiedziałem, licząc na to, że moja partnerka się uspokoi.
<Valentia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!