-To proste. Nazbieramy gałęzi-powiedział mój brat. Zaśmiałem się, słysząc jego słowa. Przestałem jednak, kiedy spostrzegłem, że Shiregt patrzy na mnie z poważną miną.
-Ty tak na serio?-zapytałem, niedowierzając własnym uszom. Musiałem się przesłyszeć.
-Jak najbardziej. Zadanie będzie polegało na tym, żeby w ciągu kilkunastu minut przynieść na ustalone miejsce jak najwięcej gałęzi-powiedział mój brat.
-W jakim celu?-zapytałem, nie do końca rozumiejąc ideę takiego "treningu".
-O tej porze roku wszystko zasypał śnieg. Będziemy więc musieli albo je odkopywać, albo zrywać z drzew. Żadna z tych rzeczy nie jest tak naprawdę łatwa. Dodatkowo trzeba będzie się z tym śpieszyć. Poćwiczymy jednocześnie siłę i szybkość-wyjaśnił mój brat.
-To brzmi dość głupio, ale niech będzie-powiedziałem. Wciąż nie byłem do końca przekonany do tego pomysłu, ale spodobała mi się sama perspektywa dalszej rywalizacji. W jednej linii wykopaliśmy dwa doły. Każdy z nas miał zapamiętać, który jest jego, i do niego wrzucać znalezione przez siebie gałęzie. Kiedy nasze małe "zawody" się rozpoczęły, natychmiast rzuciłem się w stronę najbliższych drzew. Gałęzie rosły na nich jednak dość wysoko. Bez namysłu stanąłem na dwóch nogach, przednimi opierając się o roślinę. Chwyciłem mocno zębami za pierwszą lepszą gałąź i zacząłem mocno ją ciągnąć. Jak się okazało, ułamanie jej rzeczywiście nie było tak prostą sprawą, jak by się mogło wydawać. W końcu kijek poddał się z głuchym trzaskiem. Podbiegłem szybko do swojego dołu i wrzuciłem do niego gałąź. Przy okazji spostrzegłem, że Shiregt miał już trzy. Darowałem więc sobie mocowanie się z blisko rosnącymi drzewami i ruszyłem poszukać takich, u których gałęzie rosły niżej. Po chwili znalazłem grupę iglaków. Dość szybko udało mi się zdobyć kolejny kij, jednak było to znacznie boleśniejsze niż przy drzewach liściastych. Wiedziałem, że muszę się sprężyć, toteż następnie pobiegłem jeszcze dalej. Zerwałem kolejną gałąź, ale tym razem nie zawróciłem, aby zanieść ją do dołu. Postanowiłem, że zrobię to dopiero, kiedy zdobędę ich nieco więcej.
-Widzę, że przykładasz się do zadania. A na początku byłeś do tego taki uprzedzony-powiedział Shiregt, który pojawił się znienacka obok mnie.
-To prawda. Ale teraz wybacz, skupiam się na treningu-powiedziałem, po czym zawróciłem, aby odnieść kolejne naręcze gałęzi. W końcu, kiedy minął ustalony czas, przystąpiliśmy do liczenia naszych zdobyczy.
-Trzydzieści dziewięć-powiedziałem.
-Trzydzieści siedem-odezwał się po chwili mój brat.
-Zatem wygrałem-odparłem nie bez dumy.
-Jak widać-powiedział Shiregt, po czym westchnął.
-Nie martw się, następnym razem może pójdzie ci lepiej-odezwałem się.
-Na pewno-odparł mój brat, uśmiechając się przebiegle.
-Pod warunkiem, że wybierzesz sobie przeciwnika, którego będziesz w stanie pokonać. Przy okazji muszę przyznać, że całkiem niezły miałeś pomysł z takim treningiem-powiedziałem.
-Skoro to był mój pomysł, to musiał być dobry. I nie bądź taki pewny siebie, jeszcze nie raz cię pokonam-odparł Shiregt.
-W zbieraniu gałęzi na czas?-spytałem z lekką drwiną.
-Nie tylko w tym-powiedział mój brat.
-A to ciekawe, w czym jeszcze?-zapytałem. Ledwo mogłem powstrzymać pobłażliwy uśmiech, który usiłował rozkwitnąć na moim pysku.
-We wszystkim. Ale nie teraz, bo mam coś innego do załatwienia-powiedział Shiregt, po czym oboje pożegnaliśmy się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!