Kurczowo trzymałam się ogona Shiregta, zastanawiając się, kiedy wszystkie włosy zostaną w moi pysku, a ja zanurzę się w wodzie, powoli znikając pod powierzchnią.
- Możesz nam pomóc?! - krzyknął ogierek, do postaci, którą najwidoczniej zauważył gdzieś w pobliżu.
Niedługo potem zobaczyłam pysk matki, stojącej nad ogierkiem. Już chciała zeskoczyć, żeby nas podsadzić, jednak powstrzymałam ją błagalnym spojrzeniem i pokręceniem głową (chociaż w tej sytuacji, prędzej można było to nazwać trzęsieniem tułowia).
Moja rodzicielka rozejrzała się, jakby czegoś szukała, jednak najwidoczniej tego nie znalazła, gdyż zwyczajnie schyliła się, jakimś cudem wsadzając głowę pod przyszłego władcę, unosząc go do góry na tyle, że mógł wdrapać się na górę. W tym czasie złapałam się przednimi kopytami ziemi, czekając, aż matka raczy mnie również uratować. W końcu wszyscy znaleźliśmy się na bezpieczni na trawie.
- Nie wiem, czy chcę wiedzieć, jak się tam znaleźliście - sapnęła arystokratka - Tak czy inaczej, wracacie ze mną do klanu.
- Ale mamo! Nam nic nie jest, po co mamy wracać? - zapytałam, tonem błagającym o pozwolenie na dalszą eksplorację terenu.
- Musi was obejrzeć lekarz - upierała się matka.
- Ale... - nie miałam zbytniej ochoty słuchać się klaczy, która rozmawia o moim sekrecie z władcą, który przypadkiem jest również ojcem obiektu moich uczuć.
- Nie dyskutuj, ze mną - krzyknęła klacz, płosząc kilka ptaków, siedzących sobie na drzewie obok.
Zamierzałam coś jeszcze powiedzieć, ale Shiregt mnie powstrzymał.
- Oczywiście ma pani rację. Chodźmy.
Spojrzałam na niego trochę niezadowolona z faktu, że tak łatwo się poddaliśmy, ale powlekłam się za gniadoszką, idąc tuż obok mojego przyjaciela.
< Shiregt? Zamówisz mi płatki weny, bo się skończyły :P >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!