Przystępowałam z nogi na nogę. Przygoda brzmiała dość ciekawie, bardzo też chciałam pomóc Miriadzie. Izabelowata klaczka niczym mi nie zawiniła. Nie bałam się, ale miałam pewne uprzedzenia... Nie wiem dlaczego, a nawet, jakie one były. Wiedziałam tylko, że są. Mówią, że jeśli na 100% nie jesteś czegoś pewien, nie powinieneś ryzykować. Ahh... Niech stracę. Ciekawość co tam teraz robi, była silniejsza ode mnie. Uśmiechnęłam się tajemniczo i jeszcze chwilę potrzymałam ogierów w niepewności, aż w końcu rzekłam.
-Myśleliście, że sobie odpuszczę? Niestety nie strzeliliście szóstki... Wybieram się z wami!- powiedziałam, unosząc kąciki ust w górę, po czym rzekłam ściszonym głosem- Brakuje nam tylko konkretniejszego, zaufanego planu.
-Masz rację- odpowiedziała niemalże jednocześnie męska część tego spotkania.
-Jednak macie te wspólne geny- wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, klepiąc pyskiem Dantego- Nieprawdaż?
-Nie pozwalaj sobie- zaśmiał się cicho i po chwili dodał- Nie czas na żarty.
-Od kiedy to ty taki poważny, rzeczowy i rozważny?- przejął pałeczkę Shiregt. W duchu wybuchnęłam śmiechem, lecz z zewnątrz tylko parsknęłam chyłkiem. Wraz z przyszłym władcą wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.
-Dobra starczy tego dobrego- odchrząknęłam i rozbawionym tonem rozpoczęłam tworzenie strategii, lecz chwilę potem spoważniałam — Musimy bardzo uważać na reny. Dobrze byłoby zgromadzić małą grupkę, która mogłaby nam pomóc. Znacie kogoś takiego?
-Ciebie- komplementował mi Shiregt.
-Hmm... Może Sirocco się będzie nadawać- odparł po chwili zastanowienia Dante.
<Sorka, że takie krótkie i po takim czasie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!