Nie podobało mi się w jaki sposób U'schia się na mnie patrzyła. A to właściwie znaczy, że to ona mnie nie lubi, prawda? Nie lubi mnie. Wszystko zepsułam a moja odpowiedź, która miała wszystko naprawić, to jeszcze pogorszyła sytuacje. Nawet nie wiem co dalej mam zrobić. Odejść? Powiedzieć coś? Ale co? Co takiego mam powiedzieć?
I wtedy, jak grom z jasnego nieba, potoczył się w moją stronę dźwięk jej głosu. Myślałam, że omdleję z uciechy! Znaczy... nie omdleję, tylko uratowała siebie i mnie od tej okropnej ciszy, która zaległa miedzy nammi, tuż po wypowiedzi klaczy.
Ale zaraz potem na powrót zepsuł mi się humor bo to nie były....Znaczy, mi się zdaje, że to nie były najlepsze słowa pod słońcem. Każdy ma jakąś słabość... Ja właśnie mówiłam. To nie jest moja słabość. To jest to, co niechcący nabyłam. Nie chcę tego. Klacz żywi do tego nadzieję, że kiedyś wyzdrowieję z tej chorej rutyny.
Nagle naszło mnie dziwne uczucie. Nie miałam już żadnej ochoty... na nic. A najbardziej nie na dalszą rozmowę z tą klaczą. Niechęć. Postanowiłam podziękować jej i odejść.
- Dziękuję za mądre słowa. Mam zamysł z tym walczyć i wywalczyć sobie święty spokój. Do zobaczenia i miłego dnia... - Mruknęłam niezdarnie, ale hardo i odeszłam w stronę małego zagajnika obok.
Koniec.
Lubię, lubię. + To nie było najlepsze zakończenie, przyznaję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!