Po wyznaczeniu mojej tymczasowej misji zająłem się treningiem do jakiegoś wielkiego przedsięwzięcia zwanego igrzyskami Naadam. Kompletnie nie miałem pojęcia, jak może wyglądać taka zabawa, nigdy nie miałem zaszczytu uczestniczyć w takim samym albo chociaż podobnym wydarzeniu. Wyglądało na to, że wreszcie będę mógł poczuć, jak to jest przygotowywać, a potem brać udział w epizodzie. Po krótkich namyślaniach stwierdziłem, że poszukam jakiś zainteresowanych i ogarniętych w sprawie. Chciałem udać się do pary przewodniczącej, lecz los zastawił mi drogę gniadym ogierkiem znanym przeze mnie z widzenia. Z opowieści Miriady zaś wiedziałem, że to jej brat, a na imię mu Shiregt. Na oko przypuszczałem, że to nastolatek, na źrebię nie wyglądał... A gdyby był dorosły, władzę sprawowałby on albo jeszcze ktoś inny w jego wieku. Taka zasada jest w większości klanów. Tak przynajmniej myślę. Ciekawe czy to stado trzyma się kurczowo tej zasady, czy ma zupełnie inne poglądy na to, kogo wybrać na zarządcę grupy. A może Khonkh będzie nim aż do śmierci? Cóż pozostało mi się wyedukować w tych sprawach. Przez chwilę namyślałem się czy ogierek będzie w temacie, aż w końcu roześmiałem się w duchu. Jest synem władcy, więc czemu miałby o tym nie wiedzieć. Chyba że to przygotowywana w pocie czoła zabawa tylko dla dorosłych. Jednakże tego nie zakładałem. Wyciągnął mnie z przemyśleń dopiero sam gniadosz.
-Witaj Cardinano- ogier zwrócił się do mnie po imieniu- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, aby zmierzyć mi czas, w którym przebiegam wyznaczoną trasę? To dla mnie bardzo ważne.
-Dobry wieczór- wolałem stosować bardziej grzecznościowe przywitania niż „cześć”, gdyby przybysz okazał się jednak dojrzały- Oczywiście, że tak- zgodziłem się na propozycję- I tak nie mam nic lepszego do roboty- na wpół skłamałem na wpół, na wpół powiedziałem prawdę. Z jednej strony miałem się przygotowywać do Naadam, ale w sumie nie miałem pomysłu na interesujące zajęcia związane z wydarzeniem.
-Dziękuję- powiedział śpiewkę grzecznościową, po czym nie bawiąc się w długie monologi ani zbędne szczegóły, dodał- Pozostaje mi zaprowadzić Cię do miejsca, w którym zaczniemy, chodź- ruszył powolnym kłusem przed siebie. Gdy dotarliśmy na miejsce, wyznaczyliśmy trasę do przebiegnięcia na około 400 dużych kroków. Wtedy przystąpił do biegu, a ja zacząłem liczyć sekundy. Jego rekord wynosił ich 7 siedem.
Trening zakończyliśmy przyjacielską walką. Już miałem zmierzać do jaskiń, gdy nagle zobaczyłem interesującą gęstwinę i stwierdziłem, że się przejdę. Bylebym zdążył na noc... Nagle ujrzałem Miriadę.
-Cześć- przywitałem się, a ona odpowiedziała tym samym- Co tam?
-Zbieram zioła- odpowiedziała krótko- A ty?
-Próbuję się ogarnąć w tym całym szaleństwie zwanym Naadam- dopowiedziałem z subtelnym uśmiechem.
<Miri?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!