Z miejsc obitych przez twardsze elementy okolicznej przyrody lub kopyta dziwnej przeciwniczki pulsował ból, a choć na drobne zadrapania już dawno przestałem zwracać uwagę, to nie mogłem nie odczuć pieczenia i wilgoci ze spływającej po mojej sierści krwi z okolic grzywy. Dysząc, starając się nie stracić czujności, ale z podniesioną głową wpatrywałem się w kasztankę rozognionym, oburzonym i wrogim wzrokiem. Jej poprzednie słowa nie zmieniły tego stanu. Jak śmiała napaść na istoty, z którymi nie miała żadnego związku, dodatkowo swoich wybawców?! To zdecydowanie wykraczało poza moje wyobrażenia. Zrządzeniem losu zostałem wysunięty najbardziej przed szereg, tym samym z miejsca mianowany w oczach klaczy przywódcą grupy młodziaków, więc moim obowiązkiem było odezwać się pierwszemu.
— A kimże jesteś, iż masz śmiałość zwracać się do nas w takim tonie? - rzekłem pewnie i dość dumnie, powstrzymując jęk, gdy prostowałem zranioną szyję. Ostatnie moje ćwiczenia nad mową dały w końcu jakieś efekty. Nikt nie kręcił się w pobliżu, skazany byłem na dyskusję z nieprzyjacielem. Improwizując, przypomniałem sobie wszystko, czego ojciec nauczył mnie w tym zakresie - jedynie fakt, że każdą wypowiedź należy dokładnie przemyśleć pod wszystkimi kątami, reszta zaś zależy od sytuacji i celu rozmowy.
— A kimże wy jesteście? - odparowała klacz, na pysku nadal mając kpiący uśmieszek. - Ach, chyba powinnam przedstawić się pierwsza. Wybaczcie ten nietakt, lecz skutecznie utrudniacie mi skupienie. Nazywam się Urgasan. - zakończyła melodyjnie, machając ogonem. Jej bezczelność nie miała granic.
— Doskonale. Zatem odejdziemy; tylko nie depcz już więcej węży. Wystarczy nam jedna lekcja walki dziennie. - oznajmiłem swobodnie, odwracając się. Wtedy natrafiłem na delikatny, lecz znaczący uśmiech stojącej dotąd za mną Mint. To od razu mnie pokrzepiło. Już całe stadko zmierzało w drugą stronę, czasem kuśtykając, kiedy kasztanka znów pojawiła się przed nami. Prychnąłem z niezadowoleniem, strzygąc uszami. To się robi nudne.
— Nie tak prędko. Darowuję wam życie, w zamian żądając tylko trochę uczciwości - od tej dzisiejszej młodzieży ciężko cokolwiek wydusić. Przysługa za przysługę... - tym razem jej spojrzenie otwarcie zetknęło się z moim. Bardzo chciałem odwrócić wzrok, ale po prostu nie mogłem. Była okropna, lecz tym razem miała nieco racji.
— Jaką? - mruknąłem.
<Mint? Może rozwiń to tylko do momentu spotkania dla zadania. Mam planXD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!