Strony

25.06.2018

Od Khonkha do Yatgaar "Niespodziewany atak"

Najpierw okazało się, że nasze tereny zostało przejęte. Potem pojawiła się pierwsza ofiara epidemii. Śmierć Lexus wstrząsnęła całym klanem. Wszyscy wiedzieli już o zarazie i bali się o własne życie. Jeśli tylko ktoś kichnął, inni patrzyli na niego jak na wilka jedynie udającego konia, który w każdej chwili może stać się powodem śmierci całego stada. Mimo to należało nie poddawać się żałobie i oczyścić swój umysł, aby móc w spokoju ułożyć plan działania. Niestety fakt, że musieliśmy działać na dwóch frontach, nie oznaczał dla nas nic dobrego. Wraz z Yatgaar mogliśmy jedynie odczuć ulgę, że ostatecznie ani my, ani żadne z naszych źrebiąt nie zachorowało. Jednak coraz więcej koni miało objawy choroby. Nie pomagał też fakt, że nie do końca jeszcze wiedzieliśmy, jak objawia się infekcja. Do tego oprócz myślenia nad antidotum musieliśmy jeszcze skupić się na nieciekawej sytuacji z reniferami.
-Zastanawia mnie pewien fakt-powiedziałem któregoś wieczoru do swojej partnerki. Większość członków klanu już spała, a do tego my znajdowaliśmy się na uboczu. Nasze źrebięta także już zasnęły, więc mogliśmy porozmawiać o dręczących nas sprawach.
-Jaki?-spytała Yatgaar.
-Czy renifery także mają problem z tą zarazą? Co prawda złapała nas ona gdzieś indziej, ale nie wiemy, jaki ma dokładnie zasięg. Poza tym istnieje możliwość, że przywlekliśmy ją tu ze sobą. Czy nasi wrogowie mogą się od nas zarazić? A może oni znają jakieś lekarstwo?-snułem swoje domysły.
-Wszystko to tylko gdybania. A nawet gdyby renifery miały antidotum na tę chorobę, wątpię, aby chciały się z nami podzielić-odparła Yatgaar.
-Zdaję sobie z tego sprawę. Mimo jeśli uda nam się z nimi szybko poradzić, być może zmusimy ich do współpracy-wyjaśniłem.
-To możliwe, ale trudne do osiągnięcia-stwierdziła po chwili zastanowienia moja partnerka.
-Myślę, że najlepiej będzie zrobić jutro odpowiednią naradę-odparłem.
-Zgadzam się. Jak najszybciej trzeba teraz się z tym problemem uporać-powiedziała Yatgaar. Podszedłem do niej i przytuliłem się, muskając przy okazji jej chrapy swoimi.
-Na pewno ze wszystkim sobie poradzimy. Wiele już razem przeszliśmy i łatwo się nie damy-powiedziałem. W mroku udało mi się jakoś dostrzec uśmiech na pysku mojej partnerki.
~Następnego dnia~
Z samego rana, zaraz po śniadaniu, zwołaliśmy nadzwyczajną naradę. Oprócz mnie i Yatgaar uczestniczyli w nim członkowie rady starszych, a także Marabell i Mikado, dowódca szpiegów. Ożywiona dyskusja trwała dosłownie kilka godzin. Udało nam się w tym czasie ustalić wstępny sposób ataku. Każdy jednak miał inne zdanie na temat tego, jak i kiedy powinniśmy zaatakować naszych wrogów. Wszyscy byli pewni co do jednej rzeczy: musieliśmy przypuścić atak jako pierwsi. Należało zatem działać szybko, niestety duża liczba sporów nam w tym nie pomagała. Kiedy więc ustaliliśmy już większość kwestii, kazałem wszystkim się rozejść, aby trochę odetchnęli. Najważniejsze decyzje zostały już podjęte, a koniom uczestniczącym w zebraniu dobrze zrobiłaby dłuższa chwila przerwy.
-Co o tym myślisz?-spytałem Yatgaar, kiedy wszyscy już odeszli.
-Cóż, szkoda, że nie mogliśmy się lepiej dogadać-odparła klacz.
-Zgadzam się. Powinniśmy popracować nad naszą komunikacją-powiedziałem.
-Obyśmy tylko w czasie walki nie zaczęli atakować samych siebie-prychnęła Yatgaar. Następnie odeszliśmy nieco od stada, aby móc odpocząć i w spokoju się pożywić.
~Jakiś czas później~
Wieści od klaczy zupełnie nas zaskoczyły, ale i zmobilizowały. Na szczęście mieliśmy już ustalony plan. Wystarczyło tylko się go trzymać. Szybko ustawiliśmy wraz z Mikadem członków klanu na odpowiednich pozycjach. Nie trzeba było długo czekać, aż usłyszeliśmy zbliżającą się gromadę reniferów. Spojrzałem wprost w oczy mojej partnerki, by po raz ostatni przed walką ujrzeć w nich tę dobrze mi znaną odwagę i determinację. Nie trwało to jednak długo, gdyż w końcu pojawili się pierwsi przeciwnicy. Było ich trochę więcej, niż sądziliśmy. Jednak nie byli oni przygotowani na tak mocny opór z naszej strony. Zaatakowałem jednego z reniferów, powalając go dość łatwo na ziemię. Chciałem zadać mu ostateczny cios, jednak wtedy coś innego zwróciło moją uwagę. W ostatniej chwili zrobiłem unik. Odwróciłem się i ujrzałem renifera trzymającego w pysku sporych rozmiarów halabardę. Już chciał ponownie mnie zaatakować, kiedy pojawiła się Yatgaar i zatopiła w jego piersi swój miecz. Spojrzałem na nią z wdzięcznością, po czym doskoczyłem do pokonanego przeciwnika i zabrałem jego broń. Szybko odwróciłem się i zadałem cios powalonemu przeze mnie wrogowi akurat w chwili, kiedy ten się podnosił. Popatrzyłem jeszcze raz na moją partnerkę. Oboje wiedzieliśmy, że nie ma możliwości przegrania przez nas tej walki.
-My albo oni-powiedziała Yatgaar, po czym odwróciła się, aby dalej walczyć. Ja także skupiłem się na walczeniu. Szło mi teraz lepiej, gdyż miałem nową broń.
-Niech ktoś pilnuje tyłów!-zawołałem po chwili.
<Yatgaar?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!