Odchrząknąłem, wpatrując się w rodzeństwo oczekujące w napięciu. Kolejny raz zdałem sobie sprawę, że cieszy mnie ich obecność (oprócz tej w porze karmienia...) i w sumie nie zazdroszczę jedynakom, zwłaszcza wędrującym samotnie tylko wraz z rodzicielkami.
— No dobrze, moi drodzy. A więc, oficjalnie zostajecie członkami ,,Wiatrów prerii". Wiejcie zawsze i wszędzie! - oświadczyłem pewnym siebie tonem, spoglądając po reszcie źrebiąt.
— I to miało być wszystko? - odrzekł nieco kpiącym, lecz hamowanym wymuszonym respektem głosem Dante, grzebiąc kopytem w ziemi. Miriada w tym czasie przeszła się i stanęła obok Mivy.
— Nie. - odparłem z szerokim, trochę drapieżnym uśmiechem. - Jako że mamy tu chętnego...
— Że co? Na nic się nie pisałem. - wtrącił źrebak, próbując uniknąć mojego domniemanego idiotycznego pomysłu.
— ...znajdzie on teraz swój pseudonim. Czyli tojad. - dokończyłem. Zawtórowało mi zadowolone mruczenie reszty frakcji. Na moment ogierek nieco spochmurniał, jednak już po chwili - jak to on - rozjaśnił się, niczym końska wersja mongolskiej pogody. Poprzeplata, trochę zimy, trochę lata. O tej pierwszej słyszałem nieco od rodziców, zwłaszcza taty.
— A ja już przygotowałem się na prawdziwe wyzwanie. - westchnął, wstrząsając łbem. - Lecz, rzecz jasna, je przyjmuję.
— Dobrze. Będziemy ci towarzyszyć, prawda? - rzuciłem pytanie w kierunku grupy.
— Tak. - odpowiedziała krótko Mivana.
— Z miłą chęcią. - rzekła pogodnie Miriada.
<Dante? Dajesz wyzwanie B) XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!