Z lekkim strachem uchem poruszyłam. To prawda, faktycznie wianek zgubiłam!
- Nic się nie stało, Hadvegar. To nie twoja wina - szepnęłam cichutko.
Ponieważ padało już bardzo malutko, wyszliśmy z mokrego lasu. Spędziliśmy tam wiele czasu, a zmysł orientacji mój już oszalał. Chociaż Hadvegar bardzo się starał, nijak nie można trafić do stada. Khonkh nam pewnie w domu nagada, lecz jak się tam dostać? To inna sprawa. Niezbyt zabawna już ta zabawa.
Byłam coraz bardziej przerażona, po minie Hadvegara widać było, że również jest zaniepokojony. Zdawało mi się, że raz przybliżamy się do stada, raz oddalamy. W dodatku moje zmęczone oczy raz po raz miały zwidy dużego cielska przemykającego między nielicznymi drzewami, a nawet błyszczących groźnie oczu. Chcąc nareszcie znaleźć się w bezpiecznym miejscu, przyspieszyłam. Niestety, na dobre mi to nie wyszło. Potknęłam się i upadłam. Na coś bardzo ostrego, albo przynajmniej zadającego ogromną ilość bólu. Obstawiam krzemień.
Miałam rozciętą łopatkę, chociaż ból rozchodził się dużo dalej. Nie mogłam się podnieść.
Dopiero po chwili zarejestrowałam, że pochyla się przy mnie Hadvegar. Bez specjalnego wysiłku, ale bardzo delikatnie obrócił mnie na drugi bok i usiłował obejrzeć ranę w nikłym świetle. Chwilę później złapał za coś zębami i pociągnął, a moje ’kuku’ zaprotestowało nowym bólem. Teraz jednak pozbawiona byłam uczucia, że coś w niej tkwi.
- Postaram się znaleźć jakieś zioła. Staraj się nie ruszać - poprosił, odbiegając szybkim kłusem.
Niespecjalnie miałam jakieś możliwości w tej dziedzinie, za to usiłowałam spełnić jego prośbę najlepiej jak umiałam. Zastygłam bez ruchu.
Jak trup.
- Umrę - wymamrotałam do siebie.
W myślach, a potem na głos zaczęłam się żegnać ze światem; trochę po to, żeby zabić czas i nie myśleć o bólu.
- Do zobaczenia, mamo... Kocham cię - ostatnie słowa wypowiedziałam głośniej.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie byłam już sama - Hadvegar klęczał już koło mnie.
Jestem skończoną idiotką.
- Znaczy... Och, nieważne, co powiem, uznasz mnie za idiotkę, bo jak idiotka się zachowałam. W każdym razie, to nie tak jak myślisz, nie kocham cię, to znaczy... Sleipnirze, ja już najlepiej pójdę.
Dopiero wzrok Hadvegara, na wpół rozbawiony, na wpół litościwy, uświadomił mi, że znowu powiedziałam coś, czego nie powinnam.
Pójdziesz, tak, jasne.
<Hadvegar? Quinlan się nie spodziewała, serio.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!