Strony

6.05.2018

Od Khonkha do Yatgaar "Medyk potrzebny od zaraz"

Przez całą resztę dnia starałem się na wszelki wypadek trzymać na uboczu, ale tak, aby być na każde zawołanie. Nic szczególnego ani (na szczęście) niebezpiecznego się przez cały ten czas nie wydarzyło. Czas ten poświęciłem głównie na obserwowanie z zachwytem swoich dzieci i cieszenie się z samego faktu posiadania i przebywania z rodziną. Pod koniec dnia źrebięta wesoło się ze sobą bawiły, skacząc wszędzie dookoła. Widać było, że już uznały klan za swój dom. Nagle usłyszałem niepewny głos mojej partnerki, wymawiającej imię jednej z naszych pociech, Shiregt'a. Szybko podszedłem, aby upewnić się, czy wszystko w porządku.
-Khonkh, idź może po medyka-powiedziała Yatgaar. Mówiła głosem spokojnym, ale przy wymawianiu ostatniego słowa nieco jej on zadrżał. W mig zrozumiałem, że moja partnerka bardzo się przejęła czymś, czego ja niestety nie zauważyłem. Czym prędzej ruszyłem na poszukiwania medyka, cały przejęty zaistniałą sytuacją. Nie słyszałem już nawet, czy Yatgaar coś więcej mówiła. Czemu nie kazałem jej od razu, aby poszła do medyka sprawdzić czy z nią i ze źrebiętami wszystko dobrze?-wyrzucałem sobie w myślach. Trochę mi zajęły moje poszukiwania. Ciężko było wypatrzyć którąkolwiek z tylko trzech osób w niezliczonym morzu końskich sylwetek. Obawiałem się też, czy jakiś niezwykły zbieg okoliczności nie sprawił nagle, że każdy medyk oddalił się od miejsca psotoju klanu. W końcu jednak udało mi się dostrzec konia, który na pewno trudnił się tą profesją. Czym prędzej podszedłem do Hadvegara.
-Musisz ze mną natychmiast iść-powiedziałem tonem nieznoszącym sprzeciwu. Było to naprawdę niegrzeczne z mojej strony, ale w obliczu takiej sytuacji i wynikającej z niej niepewności, nie dbałem o dobre maniery.
-A co właściwie się stało?-spytał zdziwiony, ale i zaniepokojony ogier, udając się za mną. To było bardzo dobre pytanie, na które jednak sam nie znałem odpowiedzi. Pragnąłem jedynie jak najszybciej znaleźć się z powrotem przy swojej rodzinie i usłyszeć, że nic poważnego nie miało miejsca. Kiedy dotarliśmy na miejsce, dwójka źrebiąt, Miriada i Dante, stała obok Yatgaar, uważnie jej słuchając. Shiregt zaś leżał spokojnie obok matki.
-Co się stało?-zapytałem zaniepokojony, przerywając tym samym swojej partnerce jakąś opowieść.
-Wydaje mi się, że nic poważnego, ale chciałabym, aby ktoś zbadał Shiregt'a-odparła klacz.
-Przyprowadziłem Hadvegara-odparłem, wskazując głową ogiera.-Medyka-dodałem, widząc podejrzliwe spojrzenie swojej partnerki. Ogier przyjrzał się dokładnie naszemu synowi, po czym, dla pewności, zbadał też pozostałą dwójkę.
-I co? Nic im nie jest?-spytała Yatgaar, starając się brzmieć spokojnie. Ja jednak wiedziałem, że tak jak ja jest niesamowicie przejęta i zdenerwowana.
<Yatgaar? Trochę kiepsko u mnie z weną, a u Ciebie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!