~Kilka tygodni później~
Minęło sporo czasu odkąd ostatni raz spędziłem trochę czasu z moją przyjaciółką Marabell. Wszystko to dlatego, że przez cały ten czas każde z nas miało mnóstwo rzeczy na głowie. Mi urodziła się trójka radosnych, wiecznie kipiących energią źrebiąt, zaś Marabell zawarła związek partnerski z naszym dowódcą szpiegów, Mikadem. Ponadto i ona zdążyła zostać już szczęśliwą matką. Tego dnia postanowiliśmy z Yatgaar wybrać się z dziećmi na mały spacer. Źrebięta były wiecznie ciekawe świata. Cierpliwie i ze spokojem odpowiadaliśmy na każde ich pytanie. Przechadzka nie trwała jednak długo, gdyż już po pół godzinie Dante zaczął się uskarżać, że mu się nudzi, z kolei Miriada wydawała się zmęczona. Wróciliśmy więc z powrotem do klanu. Moja partnerka zdecydowała się nieco odpocząć, a ja postanowiłem jej nie przeszkadzać. Dzieci poszły się bawić z innymi źrebiętami. W czasie spaceru wokół klanu dostrzegłem Marabell, Mikado i ich źrebię. Ucieszyłem się na widok klaczy, bo naprawdę dawno jej nie widziałem. Postanowiłem jednak wycofać się, aby nie psuć im tej pięknej, rodzinnej chwili.
-Khonkh?-powiedziała Marabell, przenosząc na mnie wzrok ze swojego źrebaka. Skoro już zostałem zauważony, nie mogłem tak po prostu odejść.
-Witajcie-odparłem.-I ty też witaj-dodałem, uśmiechając się do małej klaczki, która odpowiedziała mi takim samym gestem.
-Co ty tutaj robisz?-spytała Marabell.
-Spaceruję. Wybaczcie, nie chciałem wam przeszkadzać-powiedziałem.
-Ależ nie przeszkadzasz-zapewnił mnie Mikado. Przez chwilę staliśmy w niezręcznej ciszy, zaś klaczka chodziła wokół nas i obserwowała wszystko z ogromnym uśmiechem.
-Więc jak się czujecie jako młodzi rodzice? To dość ciężkie zadanie, wiem coś o tym-powiedziałem, aby przerwać tę ciszę. Było to chyba najgłupsze możliwe do wypowiedzenia zdanie. Zabrzmiałem poniekąd, jakbym miał już co najmniej sto lat i nie wiadomo jakie doświadczenie w wychowywaniu dzieci, podczas gdy sam stosunkowo niedawno zostałem ojcem.
<Marabell? Wybacz to...coś XD>
-Khonkh?-powiedziała Marabell, przenosząc na mnie wzrok ze swojego źrebaka. Skoro już zostałem zauważony, nie mogłem tak po prostu odejść.
-Witajcie-odparłem.-I ty też witaj-dodałem, uśmiechając się do małej klaczki, która odpowiedziała mi takim samym gestem.
-Co ty tutaj robisz?-spytała Marabell.
-Spaceruję. Wybaczcie, nie chciałem wam przeszkadzać-powiedziałem.
-Ależ nie przeszkadzasz-zapewnił mnie Mikado. Przez chwilę staliśmy w niezręcznej ciszy, zaś klaczka chodziła wokół nas i obserwowała wszystko z ogromnym uśmiechem.
-Więc jak się czujecie jako młodzi rodzice? To dość ciężkie zadanie, wiem coś o tym-powiedziałem, aby przerwać tę ciszę. Było to chyba najgłupsze możliwe do wypowiedzenia zdanie. Zabrzmiałem poniekąd, jakbym miał już co najmniej sto lat i nie wiadomo jakie doświadczenie w wychowywaniu dzieci, podczas gdy sam stosunkowo niedawno zostałem ojcem.
<Marabell? Wybacz to...coś XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!