Strony

12.05.2018

Od Khairtai do Vayoli ,,W mroku"

Razem z siostrą gnałyśmy w morzu ciemności, dziki wiatr przyspieszał nasze kroki, a kopyta wzniecały pył, który unosił się chwilę w powietrzu i opadał szeleszcząc na ziemię. Troszkę zdyszane, dalej galopowałyśmy, przeskakując powalone pnie i korzenie. W końcu dysząc stanęłyśmy żeby odpocząć.
-Na razie nic nie chcę nas zjeść, jest dobrze.. –mruknęłam do siostry, która lekko się uśmiechnęła.
-I niech tak zostanie –powiedziała Vayola, przyglądając się korze drzewa, ułożonej w spirale i inne kształty, w końcu ruszyłyśmy dalej, tym razem idąc wolno. Nie działo się nic podejrzanego, jednak nawet w nocy, nie pozornie przełamana gałąź i huczenie sowy może stać się koszmarem. Zaczął wiać lodowaty wiatr, a my lekko drżałyśmy. Po chwili zdałam sobie sprawę, że nie wiemy gdzie jesteśmy.
-Jak wrócimy..? –zapytała Vayola, w chwili w której sama tego nie widziałam.
-Tą samą drogą.. w końcu galopowałyśmy prosto.. co nie? –zapytałam nie pewnie, bo nawet w ciemnościach było nie widać, gdzie kopyta nas poniosły. Moja siostra popatrzyła na mnie nie pewnie, ale milczała. Na horyzoncie zaświeciło jakieś małe światełko.
-Może tam będzie ciepło? –zapytałam, bo choć przychodziło lato, noce zdarzały się być zimne.
-Sprawdźmy –odparła Vayola i zaczęłyśmy kłusować w stronę źródła światła. Okazało się, że to ogień, ułożony na jakimś drewnie, otoczony kamieniami. Dookoła były przewalone kłody drzew, wycięte w środku. Lekko zdziwiona popatrzyłam na tą scenę, na ziemi leżały dziwne kolorowe rzeczy, z których wysypały się jakieś kremowe smakołyki. Spojrzałam na Vayolę, ona sama nie wiedziała co to było. Wszędzie panowała cisza, a w krzakach coś zaszeleściło. Wyszedł z nich nieznajomy koń.
<Vayola?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!