Trzymałam niewielki kij, jednak ciężki, wzięłam go z powodu, iż wydawał się ciekawy i pomocny do ćwiczeń. Wtem zjawiła się Miriada. Podniosłam głowę, jednak przez kijek, nie mogłam się uśmiechnąć czy cokolwiek powiedzieć.
-Hej, Khairtai, pomóc Ci? –zapytała klaczka, zjawiając się obok mnie, pokiwałam zmęczona głową. Miriada chwyciła drugi koniec kijka i ruszyłyśmy pod miejsce, z którego zabrać ją miał Eragon. Gdy już ją odniosłyśmy i odłożyłyśmy, odezwałam się do Miriady.
-Dzięki za pomoc, Miriada! Nie poradziłabym sobie bez Ciebie! –mruknęłam wesoło, a klaczka odpowiedziała uśmiechem.
-Nie ma za co! –odparła miło, a ja popatrzyłam na konie. Wszyscy szamotali się dookoła, przenosząc różne rzeczy, aż w końcu władca wydał rozkaz do ruszenia. Wszyscy zaczęliśmy iść, szłam obok Miriady.
-Jestem ciekawa tego nowego miejsca, a ty? –zapytałam, aby zacząć jakoś rozmowę.
-Ja też! Będzie wiele nowych miejsc, a po za tym więcej nowych rzeczy do ćwiczeń –odparła klaczka, a ja pokiwałam głową, także interesowały mnie nowe miejsca. Nagle, jak zwykle zainteresował mnie wyjątkowo dziwny kwiat, o rozłożystych płatkach, koloru ognistego. Odstąpiłam ciągu koni i podeszłam do kwiatu, Miriada poszła za mną, również ciekawa dziwnego tworu natury.
-Ale dziwny! Jak ogień –powiedziałam, wpatrując się w magicznie wyglądającą roślinę, natomiast Miriada zauważyła ciąg tych samych kwiatów. Zupełnie zapomniałyśmy o stadzie, a kiedy podniosłyśmy głowy, okazało się, że stado zniknęły gdzieś w oddali.
<Miriada?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!