Strony

31.05.2018

Od Dantego do Shiregt'a (Mivany) "Mały krok dla konia"

-To co takiego mam zrobić?-zapytałem.
-Sam wymyśl coś, żeby mi zaimponować-odparł Shiregt.
-Skoro to ty jesteś naszym "szefem" to powinieneś mieć jakiś pomysł. Ale skoro nie masz, to ja coś wymyślę-odparłem, rozglądając się po otoczeniu. Mój wzrok zatrzymał się na mocno pochylonym drzewie, stojącym kilka metrów od nas.
-Wespnę się na to drzewo-powiedziałem, wskazując roślinę.
-Chyba żartujesz, konie nie wchodzą na drzewa-odparła Miriada, przewracając oczyma.
-Nie? No to ja będę pierwszym, który to zmieni-odparłem pewnym siebie tonem.
-A dokąd wejdziesz?-wtrąciła się Mivana.
-A dokąd mam wejść?-spytałem, spoglądając na Shiregt'a.
-Wystarczy do pierwszej gałęzi. Ale jak nie chcesz, to nie musisz-odpowiedział mój brat nieco już mniej pewnym tonem. Czegoś takiego się pewnie nie spodziewał. Ja jednak miałem już w głowie ułożony plan. Nim ktokolwiek zdążył cokolwiek dodać, zacząłem biec. Włożyłem w to wszystkie swoje siły, dzięki czemu szybko się rozpędziłem. Drzewo było dość mocno pochylone, gdyż rosło samotnie i narażone było na działanie wiatru. Dzięki rozwiniętej szybkości i przechyleniu rośliny udało mi się po prostu na nią wbiec i zaczepić kopytem o jakąś małą gałązkę wystającą około półtora metra nad ziemią. Spróbowałem zaprzeć się tylnymi kończynami o pień drzewa, ale średnio mi to wyszło. W ten sposób w połowie stałem, a w połowie zwisałem, co musiało wyglądać bardzo dziwnie. Mimo to byłem uradowany, bo oznaczało to, że podołałem wyzwaniu.
-Wow, nieźle!-usłyszałem głos brata.
-Całkiem ci wyszło-dodała Mivana.
-Super!-dodała Miriada. Cała trójka podbiegła pod drzewo.
-Nic nadzwyczajnego. To mały krok dla konia, ale wielki dla całego gatunku!-odparłem, będąc ucieszony faktem, iż zostałem obdarzony tak wielkim podziwem. Jak na razie starałem się nie myśleć o tym, jak stamtąd zejdę, choć nie miałem na to żadnego pomysłu. Nie wybiegałem myślami w przyszłość aż tak daleko.
-Tylko jak wrócisz z powrotem na ziemię?-spytała Mivana. W tej samej chwili gałąź złamała się, a ja poleciałem w dół, prawie zabijając tę klaczkę. Ona jednak szybko odskoczyła i zamiast na niej, wylądowałem po prostu na ziemi. Syknąłem z bólu, ale postanowiłem nie dać po sobie znać, jak bardzo boli mnie tylna noga, na której skupiła się chyba cała siła towarzysząca uderzeniu o ziemię z tej wysokości.
-Prawie mnie zabiłeś!-zawołała Mivana.
-Może następnym razem mi się uda-odparłem z uśmiechem, starając się wstać. Reszta, słysząc naszą krótką wymianę zdań, zaśmiała się lekko.
-Nic ci nie jest?-spytał po chwili Shiregt.
-Nie-odparłem. Jak na razie jest dobrze. Mam nadzieję, że z chodzeniem też nie będzie problemu-pomyślałem.
-A mnie nie zapytasz, czy nic mi nie jest?-wtrąciła się Mivana.
-Przecież na pierwszy rzut oka widać, że nic ci się nie stało-odparła Miriada. Klaczka rzuciła mojej siostrze zdenerwowane spojrzenie.
<Mivana? Jak coś to nie musisz już odpisywać Dantemu, tylko Shi>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!