Strony

27.04.2018

Od Yatgaar do Khonkha ,,Wspólni wrogowie"

Postanowiłam dowiedzieć się jak najwięcej, choćbym miała siłą wyciągać słowa z jego pyska i splatać samodzielnie w zdania. Była to moja jedyna szansa na powiększenie tej części magazynu wiedzy, przepadłej dawno temu i znanej tylko nielicznym którzy mieli za zadanie chronić to dziedzictwo. Wpatrując się uważnie w nachmurzonego i jakby lekko zaniepokojonego ogiera, zadałam mu kolejne pytanie:
— Godność rodziców? - karus położył uszy po sobie, zaś jego wzrok był niczym stalowy grot przeszywający co słabsze umysły, zaś twardsze drążący niczym kropla wody skałę. Wyjątkowo nie w smak była mu ta rozmowa...a może to czas, który zajmowała, grał większą rolę? Skłaniałam się coraz bardziej ku tej drugiej opcji. Mój rozmówca zamierzał stąd zniknąć czym prędzej, a tymczasem parsknął z niezadowoleniem i wymruczał:
— Gal i Berdine. Teraz ty. - wyraźnie zaznaczył, iż oczekuje tego samego.
— Kashay i Yertönts Ulias. - rzekłam. Ujrzałam cień zaskoczenia Ganbayara. Po chwili jednak przeminął on, spuścił głowę. W tym momencie usłyszałam jakiś szelest niedaleko. Błyskawicznie omiotłam wzrokiem otoczenie i rzuciłam się w kierunku błysku metalu w trawie. Podniosłam jakiś długi, pokryty ornamentami miecz i obejrzałam się. Na polanę wypadł, stając dęba, zupełnie inny, siwy ogier. Khonkh i nieznajomy zdążyli wcześniej uskoczyć, odruchowo więc rzucił się w moją stronę, lecz w ten właśnie sposób nabił się na moją broń bez najmniejszej mojej ingerencji. Po chwili zwalił się na ziemię, wierzgając w powietrzu nogami. Podeszłam powoli bliżej, ze skrywaną rozkoszą obserwując strumień krwi wypływający z klatki piersiowej. Gdy uniosłam lekko kopyto koń obejrzał się na nie, po czym jego mina stężała.
— Winorośl, zapłacicie...za wasze z...brodnie! - z kamienną, niechętną miną obserwowałam agonię. Taka śmierć...jakie życie. Odwróciłam się do reszty.
<Khonkh? Taki zwrot akcji>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!