Oj, oj... Trzeba by się było zabrać za jakiś trening. Cóż ukrywam się dużo gorzej od arystokratki, będąc szefem szpiegów, a mojej fajtłapowatości nie dało się już więcej ukrywać. Jak to szpieg zacząłem od kamuflażu. I tu do pomocy poprosiłem właśnie Marabell.
-Skarbie mogłabyś się gdzieś ze mną wybrać?
- A gdzie?- zapytała z błyskiem w oku.
- Na trening- roześmiałem się, gasząc Jej entuzjazm.
-Jak chcesz- odpowiedziała powoli, udając obrażoną, jednak po chwili wybuchnęła śmiechem- Do usług panna Marabell. Może powinieneś zacząć od kamuflażu? Jak na szpiega słabo ci to idzie. Jak schowasz się w lesie, to i tak d**kę ci widać.
-Jeśli chciałaś mi dopiec, udało ci się, ale i tak zamierzałem to ćwiczyć.
-Czyli jednak moje rady najlepsze- uśmiechnęła się klacz z satysfakcją.
Nie mogłem powstrzymać się od odwzajemnienia gestu. Powoli zacząłem się bać, co mojemu Zbawieniu przyjdzie do łepetynki. A może zupełnie niesłusznie? Manewrowaliśmy między drzewami niczym doświadczeni szpiedzy (no w sumie ja nie). Marabell pokazała mi parę ciekawych sztuczek. Według mnie jednak trochę przegięła troszkę z chowaniem się przed wiewiórką. Gdy usłyszałem zasady ukrywania się przed puchatym zwierzęciem, parsknąłem śmiechem. Klacz jednak upierała się, że to zdecydowanie wzmocni moją umiejętność, a ja nie chciałem się stawiać, więc posłusznie wykonałem polecenie. Wcale nie byłoto takie łatwe, jak z pozoru mogło się wydawać...
PS Z 21.04.2018 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!