-Czy pobawicie się jeszcze z nami trochę?-zapytała Vayola.
-Gdzie mama?-dodała Khairtai.
-Niestety, mama jest zmęczona i już śpi. A czas na zabawę już minął. Teraz wszyscy idziemy spać-odparłem. Obie naraz zrobiły smutne miny i starały się mnie przekonać do zmiany decyzji, ale ja byłem nieugięty. W końcu wszyscy poszliśmy spać.
~Następnego dnia~
Obudziły mnie oczywiście wesołe krzyki Vayoli i Khairtai. Od razu postarałem się je nieco uciszyć, aby nie wybudziły też Valentii. Klacz musiała jak najwięcej wypoczywać. Przez jakiś czas Vayola i Khairtai kręciły się gdzieś w pobliżu, jednak zaczynało im się nudzić.
-Możemy się gdzieś przejść?-zapytała Khairtai.
-Wykluczone. Nie dość wam po ostatnich wydarzeniach? Ja muszę pilnować mamy, a wy same nigdzie na pójdziecie-powiedziałem.
-A Eragon? Przecież może iść z nami?-spytała Vayola.
-Nic z tego. On też ma swoje sprawy, nie możecie mu przeszkadzać-powiedziałem, licząc na to, że taka odpowiedź zaspokoi klaczki. Vayola i Khairtai odeszły niepocieszone kawałek dalej. Nagle usłyszałem, że Valentia się budzi.
-Jak ci się spało?-zapytałem.
-Bardzo dobrze, ale na ile właściwie zasnąłem?
-Kilkanaście godzin-odparłem zgodnie z prawdą.
-Co?!-zdziwiła się Valentia.
-Poszłaś spać wczoraj jakiś czas po naszym powrocie do klanu i spałaś całą noc-powiedziałem.
-I tak czuję się ledwo żywa-odparła cicho klacz.
-Czemu? Rana cię boli?-zaniepokoiłem się.
-Właściwie to trochę tak-powiedziała Valentia.
-W takim razie idę po Nicka. Przy okazji zmieni ci bandaże-odparłem.
-A gdzie nasze córki?-spytała klacz.
-Są gdzieś tutaj-powiedziałem i zawołałem Vayolę oraz Khairtai. Kazałem im zostać z mamą, podczas gdy sam poszedłem szukać medyka. Jak na złość nie mogłem go nigdzie znaleźć. Moje poszukiwania przedłużały się, podczas gdy ja coraz bardziej denerwowałem się upływającym czasem. W końcu Valentia cierpiała! Nikt jednak nie wiedział, co stało się z kucem. Wreszcie ujrzałem go, jak wraca do klanu. Od razu do niego dopadłem.
-Gdzie byłeś?-spytałem.
-Czy to przesłuchanie?-zdziwił się kuc.
-Nie, ale Valentia potrzebuje nowych ziół. I może nie znam się na medycynie, ale chyba trzeba jej też zmienić bandaże?-powiedziałem.
-Racja-odparł Nick i poszedł za mną. Po przybyciu na miejsce zabrałem Vayolę i Khairtai, aby nie przeszkadzały kucowi w pracy. Klaczki wyglądały na nieco zasmucone.
-A co się stało z waszymi wesołymi minkami?-zapytałem radośnie.
-Smutno nam, bo to przez nas to wszystko-wyznała Vayola.
-Cóż, na pewno nie można powiedzieć, że postąpiłyście dobrze. Teraz już przynajmniej wiecie, że nie wolno wam nigdzie chodzić bez dorosłych. Nie przejmujcie się już tak tym-powiedziałem. Niestety nigdy nie byłem dobry w pocieszaniu, a jeśli idzie o źrebaki to już w ogóle zero doświadczenia. W końcu jednak Vayola i Khairtai odzyskały dobry humor. Wróciliśmy do Valentii.
-Musisz jeszcze dużo odpoczywać-powiedział do niej Nick, po czym pożegnał się z nami i odszedł.
-I jak?-zapytałem.
-Znacznie lepiej. A jeśli idzie o was, to widzę, że polepszył wam się humor-powiedziała z uśmiechem do naszych córek Valentia. Vayola i Khairtai pokiwały jednocześnie głowami.
-Chcesz się z nami pobawić?-zapytała jedna z klaczek.
-Bardzo bym chciała, ale jeszcze nie mogę. Obiecuję, że jak tylko wyzdrowieję, będziemy się bawić razem cały dzień albo i dwa!-odparła klacz. Klaczki zaczęły aż skakać z radości.
-No, no, no, tylko spokojnie-zaśmiałem się.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Przyszedłem sprawdzić, co z Valentią?-usłyszeliśmy głos Eragona i od razu głowy wszystkich odwróciły się w jego stronę.
<Valentia? Przepraszam za ten chłam, ale brakowało mi pomysłu...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!