Strony

4.04.2018

Od Khonkha do Yatgaar "Wycieczka w góry"

-Czemu nie?-odparłem radośnie. Po chwili kierowaliśmy się już w kierunku północnym. Szczyt Tsenkher zaczynał się przybliżać. Kopyta grzęzły nam w rozmokłej ziemi, zabawa poprzedniego dnia dawała się trochę o sobie znać, zerwał się nieco silniejszy wiatr, a niebo nad nami zaczęło ciemnieć. Mimo to ja i Yatgaar szliśmy obok siebie, oboje uśmiechnięci od ucha do ucha. Wiatr w końcu rozegnał chmury, które wcześniej sam w naszą stronę nagnał. Cóż, widocznie były przeznaczone do innych celów niż rozpętanie ulewy pod tą górą. Nie żeby mi to przeszkadzało. Razem z Yatgaar w pewnym momencie zmieniliśmy kierunek i zaczęliśmy iść wzdłuż wzniesienia. Jak okiem sięgnąć wszędzie dookoła widać było resztki śniegu, a cały świat pogrążony był w szarych barwach, jednak mimo to w powietrzu wręcz czuć było obietnicę wiosny. Niestety, na prawdziwe ocieplenie i lepsze czasy będziemy musieli jeszcze trochę poczekać.
-Nie mogę się już doczekać, kiedy nadejdzie wiosna-powiedziała Yatgaar, przerywając tym samym panującą między nami ciszę.
-Ja również-odparłem.
-Zielona trawa, słońce, kwiaty...-zaczęła wyliczać klacz.
-Kleszcze, wygłodniałe niedźwiedzie, ulewy...-dodałem, po czym poczułem pchnięcie w bok.
-No co? Przecież to też są "oznaki" wiosny-odparłem. Yatgaar w odpowiedzi tylko uśmiechnęła się lekko.
-Jesteś niemożliwy-powiedziała, kręcąc głową.
-Nie wiem, czy to komplement, czy obraza, ale uznam, że to pierwsze-odparłem z uśmiechem.
-Masz może ochotę na wycieczkę w góry? Ja bym z chęcią zdobyła jakiś szczyt-zaproponowała po chwili moja partnerka. Partnerka. To słowo wciąż brzmi dla mnie obco. W dodatku nie pasuje mi w odniesieniu do Yatgaar. Lepiej brzmi "moja ukochana" lub "moja miłość", ale i tak żadne z tych określeń nie jest w stanie w pełni oddać tego, co do niej czuję-pomyślałem, nim zacząłem zastanawiać się nad odpowiedzią.
-Ale śniegi zaczynają topnieć. W górach jest ślisko i niebezpiecznie-odparłem.
-Myślisz, że o tym nie wiem? Widać masz o mnie wysokie mniemanie-powiedziała klacz i z dumą zarzuciła grzywą.-Miałam na myśli jedno z tych mniejszych wzniesień-dodała po chwili. Zgodziłem się i skręciliśmy w prawo, w stronę Tsenkher. W drodze rozmawialiśmy o różnych rzeczach. W końcu dotarliśmy do podnóża wzniesienia.
-Mały wyścig?-spytałem. Zaraz po moich słowach Yatgaar wystrzeliła  jak z procy.
-Co tak stoisz?!-zawołała, odwracając się w moją stronę po paru metrach. Zrobiła to jednak tylko na chwilę i zaraz po tym ponownie zaczęła biec.
-To niesprawiedliwe!-krzyknąłem za nią i rzuciłem się biegiem przed siebie. Niestety, nie udało mi się dogonić klaczy. Dopiero po kilkunastu minutach stanąłem obok niej na szczycie niewielkiego wzniesienia, dysząc jak po przebiegnięciu maratonu.
-Coś do mnie mówiłeś, jak biegłam?-spytała klacz.
-To...niespra...wiedli...we... Nie...było...start-wysapałem w końcu.
-Brzmisz jak źrebię, które jest złe, bo przegrało-zaśmiała się klacz. Przez następnych parę chwil panowała cisza.
-Przyznam, że miałaś naprawdę dobry pomysł z przyjściem tutaj. Całkiem ładny widok, choć kiedy nadejdzie prawdziwa wiosna, będzie pewnie ładniejszy-odparłem, podziwiając krajobraz. Step rozciągał się na kilka kilometrów w każdą stronę. Przecinała go budząca się do życie rzeka, jak na razie składająca się bardziej z lodu niż z wody. Dzięki swojej zwyczajności krajobraz napawał spokojem.
<Yatgaar? Nie miałam pomysłu na żadną akcję XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!