Strony

15.04.2018

Od Khonkha do Yatgaar "Mała władczyni"

Ten gest ze strony Yatgaar sprawił, że przez chwilę miałem ochotę zawrócić i udać się z marszu w nieznane, z tą klaczą u boku. Jednak takie plany musiałem sobie zostawić na kolejne życie albo przynajmniej na starość. W drodze do klanu jeszcze trochę rozmawialiśmy o naszej wyprawie, ale niezbyt wiele. Praktycznie nic nie uzgodniliśmy. Miała to być prawdziwie dzika i pełna spontaniczności podróż, więc zanosiło się naprawdę ciekawie. Tym bardziej, że nasz zgrany duet zawsze ściągał na siebie chyba wszystkie możliwe kłopoty. Po dotarciu do stada kazałem natychmiast odszukać Hasminę. Nie trwało to na szczęście długo. Jak się spodziewałam, klacz przyszła sama. Obawiałem się, że gdybym kazał jej zabrać i Mikę, Byorn nabrał by jakichś podejrzeń i poszedł razem z nimi. A jak na razie źrebię nie było potrzebne.
-Co takiego się stało?-przejęła się klacz.
-Pozwól najpierw, że oddalimy się nieco od klanu, gdyż treść naszej rozmowy nie jest przeznaczona dla każdego-odparłem. Hasmina zamilkła więc i cała nasza trójka odeszła z dala, starając się nie wzbudzać niczyich podejrzeń.
-Otóż Yatgaar i ja wybieramy się w podróż. Musimy więc komuś przekazać chwilowo władzę-zacząłem bardzo powoli, jak tylko znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości od stada.
-Ale co to ma ze mną wspólnego?-spytała Hasmina.
-Nie tylko z tobą, ale i z Miką-wtrąciła Yatgaar.
- Z Miką?-zdziwiła się klacz.
-Tak. Postanowiliśmy przekazać jej oficjalną władzę. Nieoficjalnie zaś to ty będziesz rządzić klanem, o ile się zgodzisz-powiedziałem. Hasmina spojrzała na mnie zdziwionym, ale i przerażonym wzrokiem.
-J-ja?-powiedziała tylko.
-Tak, ty-odparłem krótko.
-Ja się nie nadaję! Jest wielu bardziej przystosowanych do pełnienia takiej funkcji...na przykład...-zaczęła klacz.
-Podważasz kompetencje władcy i jego partnerki w podejmowaniu takich decyzji?-spróbowałem innego sposobu, który, jak się spodziewałem, od razu zadziałał.
-Nie, skądże-odparła klacz.
-To znaczy, że się zgadzasz? Nie będzie nas tylko kilka dni. Wyruszamy już niedługo-powiedziała Yatgaar.
-Mogę się zgodzić, ale nie wiem, czy sobie poradzę-powiedziała niepewnie klacz.
-Poradzisz sobie, razem z Khonkhiem nie mogliśmy wybrać lepiej-odparła Yatgaar.
-Dobrze, zatem wszystko mamy uzgodnione. Teraz należy ogłosić to stadu-powiedziałem. Zawróciliśmy w stronę klanu. Po powrocie Hasmina poszła odszukać Mikę, która była ze swoim ojcem. W tym czasie wraz z Yatgaar kazaliśmy wszystkim przerwać swoje zajęcia i skupić się na tym, co chcemy ogłosić. Po chwili podeszli do nas Hasmina z Miką oraz Byornem.
-Chciałbym zapytać, co to wszystko ma znaczyć?-spytał cicho poirytowanym tonem ogier. Sporzenia wszystkich koni spoczęły na naszej piątce.
-Zapewne Hasmina zdążyła ci już przekazać wszystkie informacje-odparła Yatgaar.
-To wbrew wszelkim zasadom!-syknął Byorn.
-Chyba nie powinien się o tym wypowiadać ktoś, kto tych zasad nie ustala, a ma jedynie je przestrzegać-powiedziałem z naciskiem na słowa "nie ustala", by dać do zrozumienia ogierowi, gdzie jego miejsce. Podziałało, gdyż Byorn nieco spokorniał.
-Przepraszam, ale nie rozumiem po prostu, skąd taka decyzja.
-Razem z Khonkhiem uznaliśmy to rozwiązanie za najlepsze z możliwych-powiedziała Yatgaar takim tonem, że chyba tylko samobójca odważyłby się dalej drążyć temat. A Byorn swojej śmierci raczej nie chciał, bo po chwili ucichł. Razem z Yatgaar mogliśmy więc ogłosić stadu nasze postanowienie.
-Wraz z Yatgaar postanowiliśmy udać się za 3 dni na wyprawę w celach rozpoznawczych. Z tego powodu wybraliśmy naszego zastępcę, którym zostaje Mika-powiedziałem jednym tchem. Źrebię, słysząc swoje imię, spojrzało na mnie, a następnie na otaczający nas tłum, w którym rozległy się szmery pełne niezadowolenia. Po chwili posypały się pytania.
-Skąd taka decyzja?
-Czemu źrebię?
-Jak źrebię ma rządzić klanem?
-Nie da sobie rady.
-Władca oszalał?
-Cisza! Dajcie nam dokończyć-zawołała moja partnerka.-Zarówna ja, jak i Khonkh, jesteśmy w pełni władz umysłowych. Wszystko zostało już załatwione. Jeśli komuś nie podoba się nasza decyzja, nikt nie trzyma go na siłę w tym klanie-dodała klacz, głosem pełnym pewności siebie i stanowczości. Szczerze powiedziawszy, przeraziłem się nieco, że postawiła sprawę aż tak jasno. Jak się jednak okazało, wyszło nam to na dobre. Nieprzychylne uwagi i pytania ucichły tak szybko, jak się zrodziły.
-Ktoś jeszcze ma jakieś pytania lub wątpliwości?-spytałem. Nikt nic nie powiedział, zatem wszyscy mogli się rozejść. Przez chwilę miałem wrażenie, że Byorn nabrał ochoty na dalszą dyskusję, ale posłałem mu spojrzenie, które jasno dawało do zrozumienia, że wszystko już postanowione.
-Niezły z ciebie mówca-powiedziałem do Yatgaar, gdy już zostaliśmy sami.
-Jeśli chcesz, mogę ci dawać lekcje-odparła z uśmiechem.
-Aż tak dobra to nie jesteś-zaśmiałem się. Po chwili jednak przestałem się śmiać, widząc oburzone spojrzenie klaczy.
-Wybacz, nie chciałem cię urazić-zacząłem ją przepraszać. Wyraz jej pyska zmienił się na nagle z poważnego na wesoły.
-Nie uraziłeś. Droczę się tylko z tobą-powiedziała Yagaar, podchodząc do mnie i targając lekko zębami moją grzywę.
-Co ja z tobą mam za życie...-westchnąłem niby ze smutkiem. Tak naprawdę jednak cały czas się uśmiechałem.
-Najlepsze!-zaśmiała się klacz. Jeszcze chwilę rozmawialiśmy, po czym rozpoczęliśmy przygotowania do naszej wyprawy.
<Yatgaat? Wybacz, że dopiero teraz i tylko coś takiego>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!