— ...kocham. - wyszeptał, jednocześnie dotykając swoimi wargami moich. Mimo całej otoczki ze sprzecznych ze sobą emocji powstałych w tej sytuacji, instynktownie poddałam się losowi, wyciągając szyję. Przez dłuższą chwilę trwaliśmy w tej pozycji, rozkoszując się muśnięciami i uczuciami. W końcu oderwaliśmy się od siebie, spuszczając łby, wciąż mimo to patrząc sobie w oczy. A jednak...niemożliwe stało się możliwe. Jak zawsze z nim. - nadal przetrawiałam tę błogą, słodką wieść, choć pierwszy szok minął. Zapadło długie, pełne tajemniczości milczenie.
— Ja ciebie też. Od...dawna. - wydusiłam wreszcie z siebie, chcąc przerwać nieco niezręczną ciszę. Ogier nagle rozpromienił się. W ciągu kilku minut wyparowała ze mnie większość duszonych negatywnych wrażeń, zastąpiona ulgą i radością, chociaż wiele jeszcze ciężkich momentów zostało przede mną.
— Wróćmy proszę do stada. Tam wszystko wyjaśnimy. - Khonkh uśmiechnął się, po czym podpierając się wzajemnie powoli kuśtykaliśmy do klanu. Ni stąd, ni zowąd, zaczęłam przedstawiać fakty, czując, że to odpowiedni moment i tylko teraz będę w stanie wszystko wyłożyć szczerze. Gniadosz słuchał wciąż nie odzywając się ani słowem, uważnie, niekiedy kiwając głową, ale nie wyglądał na zbytnio tym przejętego, przynajmniej na razie. Pozwalało to zapomnieć też o pulsującym bólu. Skończyłam, wzdychając głęboko.
— Rozumiem. - rzekł krótko, acz wymownie, spoglądając na mnie spod poklejonej, zabrudzonej krwią grzywki. Przymknęłam powieki, przemieniając na chwilę obojętną minę w lekki uśmiech.
Ale miłość nie była wystarczająco dobrym opatrunkiem na fizyczne rany; powoli opadaliśmy z sił. Każdy krok był mordęgą, a krótka dotąd i łatwa droga do stada wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Lecz nie trzeba było czekać zbyt długo, by stado wybiegło nam na spotkanie, oczywiście zaniepokojone, a wręcz przerażone takim obrotem spraw. Trafiliśmy od razu na śnieg obok siebie, podczas gdy medyk i zielarz uwijali się jak w ukropie, by zatamować liczne krwawienia, a Nick wyglądał, jakby był już dziś u kresu wytrzymałości. Przy każdym najmniejszym ruchu głową mglisty i tak obraz ciemniał. Ostatecznie, ze wzrokiem utkwionym w oczach ogiera pożegnałam się ze świadomością, mdlejąc. Gdy zbudziłam się po pewnym czasie, oboje wciąż leżeliśmy obok siebie, opatrzeni już i nadzorowani przez Atom Bomb'a. Ta krótka drzemka przywróciła do łask pamięci część moich dawnych trosk, które nie dawały mi spokoju, choć wiedziałam, że aktualnie jestem bezpieczna.
— Gdzie Hanken...? - spytałam cicho władcy.
— Cii. Tym się na razie nie przejmuj. - mruknął w odpowiedzi.
<Khonkh? Cóż, chyba skończyły mi się opowiadania na 1500 słówXD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!