Strony

14.03.2018

Od Vayoli do Kasji "Nieposłuszeństwo"

Dzisiaj wszyscy jak zwykle zostaliśmy zaprowadzeni na lekcję Kasji. Klacz przez chwilę nas uczyła, po czym przerwała.
-Niestety, jak wiecie, dziś jestem zmuszona zająć się czymś innym. Dlatego dalej poćwiczycie sobie sami, a w razie czego pomoże wam Vayola-powiedziała. Następnie upewniła się, że wiemy, co dokładnie mamy robić i poszła załatwiać swoje sprawy. Na początku faktycznie ćwiczyliśmy to, co kazała nam nasza nauczycielka, czyli jakieś pozy i ataki.
-Ej, a co wy na to, żeby powalczyć między sobą?-zaproponowała Mindy. Byłam do tego pomysłu sceptycznie nastawiona, ale reszta mnie przegłosowała, mimo że mieli się mnie słuchać. Tak więc Mindy "powalczyła" trochę z moją siostrą, a ja z Takhalem. Mimo że byłam starsza tylko o kilka dni, umiałam już trochę więcej i szło mi lepiej. Jednak nasza walka nie została dokończona. Przerwał ją krzyk mojej siostry. Niemal jednocześnie odwróciliśmy się z Takhalem. Khairtai leżała na ziemi, głośno zawodząc, podczas gdy zdezorientowana Mindy stała nad nią.
-Co jej zrobiłaś?-zawołałam, podbiegając do Khairtai.
-Nic, ja jej nic nie zrobiłam. Ona sama upadła-odparła Mindy.
-Nie wierzę ci-powiedziałam, po czym pomogłam mojej siostrze wstać.
-Wszystko dobrze?-spytał Takhal.
-Trochę mnie boli...noga-odparła Khairtai.
-Na pewno nic jej nie będzie-powiedziała Mindy.
-Lepiej już nic nie mów-odparłam. Właśnie wtedy usłyszeliśmy kroki.
-Co tu się dzieje?-spytał żeńsko głoś. Bez wątpienia należał on do Kasji.
-Nic-odparła Mindy.
-Jasne, przecież mam oczy i widzę. Vayolo, co się stało?-spytała klacz.
-Bo ja...bo my...-spojrzałam niepewnie na wszystkich po kolei, szukając u nich wsparcia.
-Bo wy "co"?-ponaglała Kasja.
-Bo my urządziliśmy sobie takie...walki-odparłam.-Ale to nie był mój pomysł! Ja tego nie chciałam!
-Ani mój!-krzyknęła niemal jednocześnie pozostała trójka. Kasja popatrzyła na nas z surową miną.
-Mówiłam wam, co macie ćwiczyć. Nie posłuchaliście mnie. Nie wiem jeszcze, co z tym zrobię, ale na pewno nie ominie was kara. Być może nawet porozmawiam z waszymi rodzicami. Liczyłam, że mogę wam zaufać, ale jak widać się przeliczyłam. A teraz na wszelki wypadek zabiorę Khairtai do medyka.
-Ale ja nie chcę, nic mi nie jest!-zawołała moja siostra.
-Bez dyskusji. A wy idziecie razem ze mną. Wolę was już nie zostawiać samych-powiedziała Kasja. Następnie pomogła wstać Khairtai i kazała nam wszystkim za sobą iść. Klacz szybko odnalazła stadnego medyka, który po wstępnym obejrzeniu mojej siostry stwierdził, że nic jej nie jest.
-Do wesela się zagoi-powiedział z uśmiechem. Niestety Khairtai nie było do śmiechu, jak z resztą każdemu z nas.
-Cieszę się, że nic jej nie jest. Dziękuję za pomoc-powiedziała Kasja.
-Nie ma sprawy, od tego tutaj jestem-odparł Nick. Następnie klacz zabrała nas nieco na ubocze.
-Co teraz?-spytał Takhal.
-Teraz myślę, jaką powinniście dostać karę-odparła klacz. Nigdy nie widziałam jej tak zdenerwowanej.
-Ale mu już nie będziemy, przysięgamy!-zawołałam. Do moich błagań dołączyły pozostałe źrebaki. Kasja zamyśliła się.
<Kasja? Tylko nie karz dzieci za surowo XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!