Zwierzę rzuciło nam parę nieufnych spojrzeń. Drżało, ale w końcu się uspokoiło, jakby ktoś ugasił wodą płonący płomień. Odwróciło głowę i okazało, że ma nas w głębokim poważaniu, po czym szybko spie*rzeprznął w pobliski gąszcz krzaków, zostawiając ślady malutkich kopytek. Dobrze, że Yatgaar zachowała spokój, bo nigdy nie wiadomo, na którą z nas by się rzucił popędzany strachem jak ostrym biczem. Spojrzałam za nim. Ani śladu zwierzęcia... Ani śladu zajścia... Tylko parę zacierających się śladów. Nic więcej, ale co miał zgubić poroże? Strużki krwi? Czego ja oczekuję? Ciesz się, że nie nic wam nie zrobił... Jedyny ślad był w mojej głowie tak jakby taki wyraźny film. Zamarłam...może jedynie tyle potrafiłam zrobić?
- No to go przytrzasnęłaś- mruknęła pod nosem Yatgaar — Mieliśmy szczęście.
Sople lodu odpowiedziały, małym błyśnięciem swojej krystalicznej powierzchni, wiatr cichym świstem i przypływem mrozu. Ja za to nie miałam nic szczególnego do powiedzenia. Nawet nie wiem czym odpowiedzieć... Energią? Jakimś znakiem? Uśmiechnęłam się przepraszająco i dodałam.
- Mhm- na więcej nie było mnie stać- Mamy niezłe szczęście... Większe niż ludzie w trakcie nawałnicy.
Klacz tylko pokiwała głową i odwróciła wzrok. Było wiadome, że znowu się oddaliła...
<Yatgaar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!