Strony
▼
13.03.2018
Od Marabell do Tenebris ,,Jesteś odważna...?"
Zostałam oniemiała ze źrebięciem. Pomogłam mu powoli wstać. Popatrzył na mnie dziecięcymi oczyma, wyrażającymi zdziwienie, rozterkę, oraz oczywiście głód.
- Nie mam jedzenia, przykro mi.
Źrebak nawet nie próbował się odezwać. Westchnęłam i spróbowałam nauczyć malucha jako tako chodzić. Nie można powiedzieć, że szło mi średnio. Po prostu nie potrafiłam w żaden sposób wytłumaczyć dziecku, jak ma utrzymać równowagę. Zatem podtrzymywałam je po prostu, aby nie upadło. W końcu załapało w miarę co ma robić i szło dość chwiejnym krokiem tuż przede mną. W ten, jakże niekrótki, sposób znaleźliśmy się w stadzie. Ignorowałam zdziwione spojrzenia omijanych przeze mnie koni. Brnęłam do przodu, aż dotarłam do Nicka.
- Zajmij się nim - rzuciłam i zaczęłam odchodzić.
- Ale... - zaczął kuc.
Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Nie ma żadnych 'ale'. Ja muszę znaleźć jego matkę - nie czekając na reakcję pogalopowałam w miejsce, gdzie ostatni raz widziałam klacz. Gdy tylko znalazłam się na miejscu urodzenia źrebaka, odszukałam w pamięci kierunek drogi klaczy. Gdy spojrzałam w tamto miejsce spostrzegłam to, co pozostało po śladach. bez zastanowienia poszłam tamtą drogą, najszybciej jak potrafiłam. W końcu dotarłam do końca ścieżki ze śladów. Jednak nigdzie nie było widać klaczy. Moje nerwy ledwo wytrzymywały i wiedziałam, że gdyby nie to, że osierociłabym źrebaka, zabiłabym Tenebris przy pierwszej lepszej okazji. W pewnym momencie mignął mi łaciaty kontur. Od razu odwróciłam się w tamtym kierunku i pobiegłam za klaczą. Gdy spostrzegła, że za nią biegnę, przyśpieszyła jeszcze trochę. Biegłam za nią przez jakieś 700 metrów, kiedy klacz się zatrzymała. Pewnie dotarło do niej, że uciekanie przed rzeczywistości nic jej nie da.
- Tenebris, co ty odstawiasz, myślisz, że jeśli uciekniesz, nic nie będzie ciebie już dotyczyć?
- Nie boję się odpowiedzialności - warknęła - A ty myślisz, że jak mnie dogonisz, to zmusisz mnie do macierzyństwa?
- Tak szczerze? To miałam nadzieję, że zmądrzejesz i wrócisz.
- Zmądrzeję? To nie ja biegłam jak szalona za klaczą, której wybory nie powinny cię obchodzić.
- Po prostu się przymknij - syknęłam - Wracasz do stada.
- A kim ty jesteś, żeby mi rozkazywać?
- Sobą - uśmiechnęłam się przekornie.
Stąpałam po bardzo kruchym lodzie. Byłyśmy same, daleko od stada, a ona była stanowczo lepsza ode mnie w walce. Tym razem chowanie się nic by pewnie nie dało. Jednak walka o innych, nawet zakończona śmiercią, była dla mnie konieczna. Jedyne po mi pozostało, to prosić Boga o to, by nie wywiązały się żadne zamieszki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!