Strony

16.03.2018

Od Kirka do Valentii "Pierwszy ranek"

Otworzywszy oczy, nie bez dumy i radości zdałem sobie sprawę, że to nasz pierwszy wspólny poranek. Cóż, zawsze jest ten pierwszy raz. Pierwsza wspólna wędrówka, pierwsza zabawa, pierwszy upadek-pomyślałem zaraz. Rozmyślania przerwał głos mojej partnerki.
-Już nie śpisz? Jaki mamy czas?-zapytała, kiedy tylko wstała.
-Jak widać nie śpię. Jak widać mamy ranek-odparłem, uśmiechając się. Nasze spojrzenia spotkały się ze sobą na jedną magiczną chwilę, która mogłaby trwać wiecznie. Została jednak przerwana już po paru sekundach.
-Co dzisiaj robimy?! Będę mogła pobawić się z Khairtai?!-zawołała uradowana Vayola.
-Jasne, ale później. A teraz musisz być cicho, bo twoja siostra jeszcze nie wstała-odparła Valentia.
-Dlaczego jeszcze śpi?-zapytała klaczka, robiąc zawiedzioną minę.
-Bo jest trochę młodsza od ciebie i potrzebuje dużo snu. A skoro ty jesteś nieco starsza, to musisz to zrozumieć i się nią opiekować-powiedziałem. Vayola otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
-Naprawdę?-zapytała, niedowierzając.
-Tak-odparła Valentia.
-Ale super! Będę najlepszą siostrą na świecie!-zawołała klaczka. Nie zdążyliśmy jej już uciszyć, gdyż Khairtai się obudziła. Moja ukochana nakarmiła ją, po czym postanowiliśmy przejść się. Khairtai musiała w końcu ćwiczyć chodzenie. Mimo że na początku szło jej to bardzo nieporadnie i nieraz z Valentią ledwo powstrzymywaliśmy się od śmiechu, nie mogłem jednak wyjść z podziwu patrząc na ten mały cud. Gdyby ktoś jeszcze kilka lat temu powiedział mi, że zakocham się po uszu w Valentii i będziemy mieć w sumie pięcioosobową rodzinę, bez wahania wyśmiałbym go. Życie jednak potrafi zaskoczyć.
-Idź tak jak ja to robię-powiedziała Vayola, widząc desperackie próby Khairtai. Klaczka przespacerowała się kawałek, po czym odwróciła w stronę siostry. Źrebię powoli ruszyło, ale przejście tego samego odcinka zajęło mu znacznie więcej czasu niż Vayoli, choć trzeba było przyznać, że radzi sobie już lepiej.
-Eragon!-zawołała nagle Valentia, widząc zbliżającego się do nas ogiera.
-Tak mam na imię-odparł z uśmiechem.
-Bardzo zabawne- powiedziała klacz.
-Skoro już cię spotkaliśmy, może chcesz iść z nami?-zapytałem.
-W sumie to bardzo chętnie spędzę z wami trochę czasu. Wcześniej miałem go całkiem sporo, ale teraz, kiedy w stadzie przybyło źrebiąt, będę musiał już więcej pracować-odparł. Ruszyliśmy więc razem na przechadzkę po stepie wokół Tsenkher. Źrebięta szły raz za nami, raz przed nami. Khairtai chodziła już niemal idealnie, próbowała nawet biegać za Vayolą. Kilka razy się przewróciła, ale zawsze wstawała.
-Typ wojowniczki. Widać, że łatwo się nie poddaje-powiedział z uśmiechem Eragon.
-To prawda-odparłem. Spacerowaliśmy razem przez jakąś godzinę, aż ogier oświadczył, że musi wracać, by przyszykować się do lekcji, którą musi poprowadzić.
-Swoją drogą niedługo i Khairtai będzie się u mnie uczyć-powiedział.
-Tak, ale najpierw niech opanuje tajniki sztuki zachowywania równowagi-odparła Valentia, po czym cała nasza trójka zaśmiała się po cichu, widząc jak Khairtai kolejny raz się przewraca, ale tym razem tak, że pociąga za sobą Vayolę i obie lądują na ziemi. Oczywiście jak tylko klaczki spojrzały w naszą stronę, natychmiast zrobiliśmy poważne miny.
-Nic wam nie jest?-spytała Valentia. Źrebięta zgodnie zaprzeczyły, kręcąc głowami, a następnie wstały. My zaś pożegnaliśmy się z Eragonem.
-Do zobaczenia już wkrótce na lekcji-powiedział jeszcze ogier do Vayoli i Khairtai, po czym zaczął się oddalać.
-A my co teraz robimy?-spytałem swojej partnerki.
<Valentia? Ja tak samo XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!